Stelmet po raz piąty uległ w tegorocznych rozgrywkach Eurocup. Tym razem lepszy od zielonogórskiej ekipy okazał się łotewski Ventpils, który zwyciężył 79:69. Po meczu próbowaliśmy znaleźćz naszymi zawodnikami przyczyn tej porażki.
Kamil Chanas: W czwartej kwarcie było dużo energii. Jakby ten mecz wyglądał tak cały, to myślę, że to my byśmy wygrali. O tej porażce mogła zaważyć nasza słaba, a ich wspaniała skuteczność. Zagrali naprawdę dobry mecz. Nie wiem z czego wynika to, że nie trafiamy. Wszyscy ciężko trenujemy. Może to psychika, bo czasami w życiu układa się tak, że kiedy bardzo chcemy to nie wychodzi.
Aaron Cel: Ventpils wygrał, więc był lepszy. W pierwszej połowie skuteczność była kompletnie nie na poziomie, do tego popełniliśmy sporo strat. Nie powinniśmy tego robić jako zawodowcy. Nie wiem czy to stres, czy może jesteśmy już pogubieni trochę. Musimy o tym zapomnieć, uczyć się na błędach i dalej pracować. W ostatniej kwarcie pokazaliśmy się z dobrej strony, ale widać było, że jeszcze nie opuściło nas to nieszczęście, które trapi nas od początku sezonu. Trafili dwie „trójki”, mimo że broniliśmy, ale taki jest już sport. Jutro wracamy na trening, żeby ciężko trenować. Chcieliśmy wygrać ten mecz, bo wiedzieliśmy, że to nasza prawie ostatnia szansa na kwalifikację.
Łukasz Koszarek: Walka powinna być zawsze. Jeśli już miałbym szukać jakiś pozytywów, to dobrze, że w drugiej połowie wróciliśmy do meczu. Mieliśmy nawet szansę, ale widać, że są problemy z naszą grą i ta porażka na pewno nie pomoże. Przegrywaliśmy 20 punktami, rzadko kiedy takie pogonie są skuteczne. Walczyliśmy, ale zabrakło kilku punktów więcej w pierwszej połowie. Po sobie widzę, że gorzej już być nie może. (śmiech) Będzie już tylko lepiej. Nie ma co zwalać mojego słabego występu na kontuzję pleców, wszystko już jest w porządku. Sytuacja w Eurocupie jest bardzo ciężka, nie wiem ile musimy wygrać spotkań, żeby awansować, ale na pewno będziemy walczyć w każdym spotkaniu.
Adam Hrycaniuk: Była walka, ale te wydarte piłki nie przekładały się na dobre obrony. Walczyliśmy, ale popełnialiśmy błędy, a przeciwnik wykorzystywał je, trafiając za trzy punkty lub blisko kosza. Energia była, ale jeszcze nam daleko do tego, by nasz system funkcjonował tak, jak chcielibyśmy my i trener. Chodzi o naszą rotację. Gdybyśmy od razu widzieli wideo, to zauważylibyśmy zmianę czy pomoc przy penetracji i nie byłoby trzeciej lub czwartej kontynuacji w obronie – tego z boku nie widać, ale my zdajemy sobie sprawę z tego, że nie komunikujemy się wystarczająco dobrze i brakuje nam rotacji. Stoimy, patrzymy się dookoła siebie, a dwóch czy trzech zawodników rywala stoi na otwartej pozycji i niestety trafia rzuty. Gramy przeciwko koszykarzom wysokiej klasy i gdy mają otwarte pozycje, to je wykorzystują.