Ventspils już na samym początku spotkania wyszedł na prowadzenie. Utrzymywał je przez cały mecz momentami wyraźnie dominował, jednak w końcówce zielonogórzanie postraszyli Łotyszy. To jednak cały czas za mało. Stelmet po raz kolejny w europejskich rozgrywkach schodził z parkietu pokonany.
Wiadomo było, że dzisiejszy mecz będzie jednym z tych, których po prostu nie można przegrać. Jeśli Stelmet myślał o awansie do kolejnej rundy europejskich pucharów, nie mógł pokazać się z tej samej strony, co w ostatnich tygodniach. Jednak czy ekipa, z którą nowy trener odbył zaledwie jeden trening była w stanie radykalnie zmienić swoją postawę?
Spotkanie rozpoczęło się od szybkich punktów ekipy gości. Zielonogórzanie nie mogli przełamać się przez ponad trzy minuty, w końcu jednak na dystansie nie pomylił się Aaron Cel. Chwilę po tym i kolejnej nieudanej akcji ofensywnej Stelmetu, o czas poprosił nasz nowy szkoleniowiec Saso Filipovski. Gospodarze wyrównali wynik, dzięki kolejnym udanym rzutom na obwodzie. Bardzo dobrze zaprezentował się Przemysław Zamojski, który chyba powoli powraca do swojej optymalnej dyspozycji. Zielonogórscy koszykarze robili co mogli, ale piłka nie zawsze chciała wpadać do kosza. W końcówce, kiedy Stelmet oddalał się od łotewskiej drużyny, pięć „oczek” Chevona Troutmana ponownie zbliżyło nas do Ventspilsu. Ostatecznie pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 18:23.
Drugą partię meczu, od celnego rzutu rozpoczął Troutman. Niestety po chwili goście zaczęli dyktować warunki. Łotysze radzili sobie bez zarzutów, Stelmet nie potrafił odpowiedzieć w podobny sposób. Dopiero w czwartej minucie, ważne punkty zdobył Adam Hrycaniuk. Co z tego, jeśli to goście w dalszym ciągu dominowali na parkiecie, a ofensywa gospodarzy nadal pozostawiała wiele do życzenia. Tymczasem Ventspils stopniowo powiększał prowadzenie. Wyglądało to naprawdę nieciekawie, z czasem jednak podopieczni Saso Filipovskiego nieco poprawili swoją grę. Nie był to jeszcze szczyt umiejętności tych koszykarzy, ale udało się nieco zmniejszyć straty. Kiedy wydawało się, że przewaga gości będzie mniejsza niż 10 punktów, w ostatniej sekundzie za trzy trafił Mire Chatman i po połowie przegrywaliśmy 33:45.
Chevon Troutman walczył jak mógł, ale to było za mało (fot. Aleksandra Krystians)
Niestety, po przerwie rzutowa niemoc Stelmetu trwała dalej. Po trzech minutach trzeciej kwarty, żadnym trafionym koszu i prawie 20-punktowej stracie, o czas poprosił Filipović. „Trójkę” trafił ponownie Zamojski, który dziś pokazywał się z naprawdę dobrej strony. Jeden celny rzut to jednak dużo za mało… Na kolejne punkty musieliśmy znowu czekać parę minut. Ventspils prowadził cały czas różnicą około 20 „oczek”. Nie oznaczało to jeszcze końca meczu. Ważne punkty zdobył na obwodzie Steve Burtt. Parę akcji dobrze zakończyli inni gracze Stelmetu, a ich strata zmniejszyła się do dwunastu. Robert Stelmahers poprosił o czas, po którym jego gracze obudzili się po gorszym momencie gry. Na 10 minut przed końcem łotewski zespół prowadził w Zielonej Górze 64:49.
Ostatnią partię meczu efektownie rozpoczął Steve Burtt. Amerykanin najpierw zaliczył akcję 2+1, a po chwili przechwycił piłkę i zdobył kolejne dwa punkty z kontrataku. Stelmet pokazywał, że jeszcze wszystko jest możliwe i nikt nie zamierza się poddawać. Po przerwie na żądanie Stelmachersa rozpoczęła się emocjonująca walka. Największym problemem gospodarzy okazały się w tym momencie zbiórki. Walkę pod tablicami zdecydowanie wygrywali wysocy gracze Ventspilsu. Oglądaliśmy coraz więcej przewinień. Tutaj też okazało się, że zielonogórzanie mają problem z rzutami osobistymi. Jednak dzięki dobrej obronie, przewaga Łotyszy w połowie kwarty wynosiła sześć punktów. Nie można jednak oczekiwać, że rywal nie rzuci żadnych punktów. Ventspil dorzucił kolejną „trójkę”. Do odrobienia pozostawało dziewięć „oczek”. Czas powoli mijał, a przewaga przeciwnika nie malała, mimo wysiłku jaki wkładali w mecz koszykarze Saso Filipovskiego. Stelmet popełniał jednak za dużo błędów. Nie trafiał prostych rzutów, pozwalał gościom na wiele zbiórek. Zielonogórzanie musieli po raz kolejny uznać wyższość rywala, który zwyciężył dziś w hali CRS 69:79.
Rozgrywki Eurocup nie wyszły Stelmetowi w tym sezonie. Nie ma co ukrywać, teraz szanse na awans do kolejnej rundy są już tylko matematyczne. Dajmy jednak czas nowemu trenerowi na zmiany, które miejmy nadzieję poprawią postawę wicemistrzów Polski.
Stelmet Zielona Góra – Ventspils BK 69:79 (18:23, 15:22, 16:19, 20:15)
Stelmet: Przemysław Zamojski 21, Steve Burtt 20, Chevon Troutman 15, Aaron Cel 5, Quinton Hosley 4, Daniel Johnson 2, Adam Hrycaniuk 2, Łukasz Koszarek 0, Kamil Chanas 0, Maciej Kucharek 0.
Ventspils: Mire Chatman 17, Harvey Grant 14, Troy Barnies 13, Akselis Vairogs 8, Zanis Peiners 8, Maris Gulbis 5, Andrejs Grazulis 4, Martins Meiers 4, Davis Lejasmeiers 2, Ate Artis 2, Artjoms Butjankovs 2.