Wielka walka gospodarzy robiła wrażenie aż do ostatnich minut, jednak momenty słabości w kluczowych akcjach meczu nie pozwoliły na zwycięstwo. Zastal przegrywa po wielkiej walce 68:72 i do Kazania jedzie z bardzo trudną misją…
Wynik błyskawicznie otworzyli goście z Kazania. Co prawda Zastal odpowiedział już w kolejnej akcji, przez następne minuty obie drużyny nie mogły zakończyć ofensywy punktami. Dopiero wyśmienite zagranie Mateusza Ponitki dało Zastalowcom prowadzenie 4:2. Niesamowite rzeczy robił na parkiecie Ponitka oraz Łukasz Koszarek – obaj jako motor napędowy zespołu doprowadzili do kolejnej, wyższej przewagi – 10:4. Świetnie w mecz wszedł Vlad Moldoveanu – Rumun swoją trójką oraz rzutami wolnymi szybko został liderem mistrzów Polski. Ofensywa Zastalu imponowała wszystkim – po rzucie Dejana Borovnjaka było aż 19:7, na co Jewgenij Paszutin musiał zareagować przerwą. Kazań nie radził sobie z agresywną obroną gospodarzy – większość rzutów goście musieli oddawać z trudnych, nieprzygotowanych pozycji. Efekt? 21:13 na koniec kwarty. Kibice byli już sporym wrażeniem gry zielonogórzan – poprawa w porównaniu do Dąbrowa Górnicza Basket Cup była ogromna.
W drugiej części meczu na parkiecie pojawił się Szymon Szewczyk, szybko punktując. W jego ślady poszedł Dee Bost, również dopisując dwa „oczka” na swoje konto. 25:13 po zaledwie minucie – Uniks nie był w komfortowej sytuacji. To, co również imponowało po stronie Zastalu, to zaledwie jedna strata przez 15 minut gry – Uniks w tym czasie trafił piłki sześciokrotnie. Mimo niekorzystnych okoliczności, Uniks nie poddawał się – po słabszej minucie gry Kazańczycy zniwelowali straty do 10 punktów, na co Saso Filipovski postanowił odpowiedzieć timeoutem. Krótkie uspokojenie gry pomogło gospodarzom, jednak później problem z defensywą wrócił. Trójka Quino Coloma na 33:28 ponownie zaalarmowała Filipovskiego, który tym razem miał poważne pretensje w związku z postawą co niektórych graczy. Do końca pierwszej połowy nie udało się powiększyć prowadzenia, które zatrzymało się na 35:30.
Po przerwie Uniks z dużą agresją rozpoczął grę – konstruowanie akcji nie przychodziło gospodarzom tak łatwo jak jeszcze kilka minut wcześniej. Rajd pod kosz Coloma i 43:41 spowodowało wzięcie trzeciej już przerwy w spotkaniu przez Filipovskiego. Nie uchroniło to od zejścia Uniksu na remis 43:43 – pierwszej takiej sytuacji od pierwszej kwarty. Rosyjski zespół zdołał ponadto wyjść na prowadzenie – co prawda nie przekraczało dwóch punktów, jednak san fakt niepokoił. Ostatecznie goście wygrali kwartę 25:14, a wynik (55:49) był ostatnim alarmem dla Zastalu…
Ostatnią część bez większych problemów kontrolowali goście. Przebudzenie nastąpiło w połowie kwarty, kiedy to trójka Szymona Szewczyka na 58:62 podgrzała atmosferę. W ślady Szewczyka poszedł Moldoveanu, który doprowadził do zaledwie jednopunktowej straty (63:64). Kazańczycy odpowiadali – alley-oop Lataviousa Williamsa na 68:63 znów zmusił Filipovskiego do wzięcia czasu. Co warto podkreślić, ostatnie minuty to pokaz umiejętności Kevina Langforda – strzelec Uniksu rozpoczął drugą połowę z czterema punktami, a na dwie minuty do końca miał już 17 „oczek”.
Mistrz Polski walczył do końca – zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki, jednak własne, niepotrzebne błędy doprowadzały do szewskiej pasji kibiców i sztab szkoleniowy. Błędy w końcówce doprowadziły do ostatecznej porażki drużyny 68:72… Mimo to należy docenić zespół za postawę i walkę!
Statystyk wkrótce…
Stelmet BC Zielona Góra – Uniks Kazań 68:72 (21:13, 14:17, 14:25, 19:17)
Stelmet:
Uniks: