Mamy to! Stelmet zgotował zacięte i emocjonujące starcie w twierdzy CRS, które ostatecznie zwyciężył 75:69. A oznacza to tylko jedno… Mistrzostwo powraca do Zielonej Góry!
Przez cały wtorek zadawaliśmy sobie pytanie, czy będzie to ostatni w tym sezonie mecz. Gdy o 20 usłyszeliśmy gwizdek, emocje rozpoczęły się na dobre. Na trybunach zgromadził się komplet kibiców, który od pierwszych minut, do ostatniego gwizdka dopingował gospodarzy najgłośniej jak to możliwe.
Na parkiecie jednak lepiej w pojedynek weszli goście. Już w pierwszej akcji na dystansie nie pomylił się Nemanja Jaramaz, a w kolejnych akcjach wysocy gracze punktowali pod koszem. A w Stelmecie? Pierwsze punkty zdobywał Jure Lalić, który radził sobie pod tablicami zdecydowanie lepiej niż w całym sezonie. Po chwili dołączył się Aaron Cel, dzięki któremu wyrównał się wynik spotkania. Od połowy kwarty oglądaliśmy zacięte i wyrównane spotkanie. Obydwie ekipy postawiły na twardą obronę, przez co strzelcy mieli utrudnione zadanie. Walka toczyła się punkt za punkt. Ostatecznie pierwsza kwarta spotkania zakończyła się wynikiem 17:16.
Kolejne 10 minut szóstego finałowego starcia szykowało się jeszcze bardziej emocjonująco. Ponownie lepiej rozpoczęli goście. Turów wykorzystał drobne błędy zielonogórzan i szybko wyszedł na prowadzenie. Kiedy zgorzelczanie zdobyli siedem „oczek” z rzędu, szybko o czas poprosił Saso Filipovski. Przerwa jednak nie odmieniła sytuacji na parkiecie. Stelmet w pierwszej akcji stracił piłkę, a chwilę później nie wykorzystał przechwytu Łukasza Koszarka. Cały czas na parkiecie dominował Turów. Dopiero w połowie kwarty, wynik nieco się wyrównał, za sprawą naszego kapitana i Quintona Hosleya. Choć defensywa Stelmetu cały czas była na wysokim poziomie, to akcje ofensywne kompletnie się nie sprawdzały. O kolejną przerwę poprosił szkoleniowiec zielonogórzan, co tym razem dało efekt. Dwukrotnie na dystansie nie pomylił się Russell Robinson i wyprowadził swój zespół na minimalne prowadzenie po raz pierwszy w tej kwarcie. Długo nie musieliśmy czekać na przerwę na żądanie Miodraga Rajkovicia. Kolejną „trójkę” trafił od razu Jaramaz, ale w ostatniej sekundzie podobnym rzutem odpowiedział Koszarek i po 20 minutach zielonogórzanie prowadzili 34:32.
Po przerwie zawodnicy obu ekip wyszli na parkiet jeszcze bardziej zdeterminowani i gotowi do walki. Stelmetowi na początku wpadło parę rzutów z dystansu, jednak goście nie pozwolili na odskoczenie na większą przewagę punktową. Dwa ważne rzuty zza linii 6,75m trafił dla gości Michał Chyliński. Widać jednak było, że zgorzelecka drużyna grała coraz bardziej nerwowo. Ich obrona, nie była w stanie zatrzymać szybkich zielonogórzan, więc co chwilę oglądaliśmy faule, a w efekcie rzuty osobiste naszych koszykarzy. Prowadzenie było jednak cały czas zaledwie kilkupunktowe. Nerwowo zrobiło się, po akcji 2+1 Damiana Kuliga. Turów deptał Stelmetowi po piętach. Końcówka kwarty należała jednak do gospodarzy, którzy na 10 minut przed końcem spotkania prowadzili 61:53.
Ośmiopunktowa przewaga jeszcze nic nie oznaczała. Po krótkiej przerwie, Stelmet stracił swoją skuteczność. Choć w pierwszych akcjach zgorzelczan widać było chaos, po chwili zaczęli zbliżać się do zielonogórskiego zespołu. Chwilowy zryw Turowa nie odmienił jednak wyniku spotkania. Czas powoli upływał, a nasza drużyna utrzymywała prowadzenie. Mimo czasów, które brał trener gości, Turów nie zdołał się zbliżyć do gospodarzy, którzy byli już na fali. W końcówce nie zabrakło oczywiście głupich błędów, a do zespołu wdarło się lekkie rozprężenie, ale to nic już nie zmieniło. Stelmet wygrał 75:69 i powrócił na tron!
Stało się! Stelmet odzyskał tytuł mistrza Polski pokonując Turów w finałowej serii 4-2. Choć wydawało się, że po dwóch pierwszych przegranych meczach w Zgorzelcu, odzyskanie trofeum graniczy z cudem, nasi koszykarze dokonali tego. Z meczu na mecz pokazywali, że nie zamierzają odpuścić, a każde zwycięstwo napędzało ich do jeszcze większej walki. Sezon zakończył się w najlepszy sposób!
Stelmet Zielona Góra – PGE Turów Zgorzelec 75:69 (17:16, 17:16, 27:21, 14:16)
Stelmet: Quinton Hosley 21, Łukasz Koszarek 15, Russell Robinson 10, Aaron Cel 10, Przemysław Zamojski 8, Jure Lalić 6, Adam Hrycaniuk 3, Chevon Troutman 2, Kamil Chanas 0.
Turów: Tony Taylor 17, Michał Chyliński 11, Mardy Collins 10, Damian Kulig 9, Nemanja Jaramaz 9, Chris Wright 5, Filip Dylewicz 3, Aleksander Czyż 3, Kyryło Natiażko 2, Vlad-Sorin Moldoveanu 0.