Po wygranym spotkaniu z Wikaną Startem Lublin, koszykarze Stelmetu nie byli chętni do rozmów. Jedynym graczem, który zgodził się na krótki wywiad był Przemysław Zamojski, który co prawda początek meczu miał fatalny, jednak w końcówce miał duży wpływ na końcowe zwycięstwo.
Dzisiaj trafiłeś 6 na 17 rzutów z gry. Skuteczność nie najlepsza, ale w najważniejszym momencie, nie zawiodłeś.
Przemysław Zamojski: Nie wszedłem dobrze w ten mecz. Kiedy rzucałem, czułem, że piłka dobrze leci, ale jednak wykręcała się z kosza. Takie mecze czasami się zdarzają.
Powiedz szczerze, zlekceważyliście ekipę z Lublina?
Nie, myślę, że nie zlekceważyliśmy. Mieliśmy ciężki tydzień treningów. Z powodu kontuzji wypadło parę osób ze składu, to zaburzyło troszkę atmosferę w drużynie. Troszkę za łatwo podeszliśmy do tego meczu. Myśleliśmy, że będzie łatwo i przyjemnie, a musieliśmy zostawić sporo energii i namęczyć się, żeby wrócić do gry. Cieszy jednak fakt, że udało się powrócić, przejąć prowadzenie i zapisać na naszym koncie dziewiąte zwycięstwo z rzędu.
Po tak arcyważnym meczu z Turowem, w takim meczu chodzi tylko o to żeby go szybko wygrać i zapomnieć, kiedy trzeba zagrać z najsłabszą drużyną w lidze?
To jest takie naturalne myślenie. Kiedy wygrywa się z drużyną ze szczytu tabeli, to kiedy zaraz trzeba zagrać w dużo słabszą to przychodzi jakieś rozprężenie. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy i mamy ten mecz za sobą
Kiedy przegrywaliście już różnicą 16 punktów czuliście, że może być ciężko i nerwowo, czy spokojnie realizowaliście swoje założenia, wiedząc, że w czwartej kwarcie jesteście dobrze fizycznie przygotowani?
Myślę, że nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że możemy przegrać ten mecz. Oczywiście, kiedy przegrywa się 16 „oczkami” nie jest łatwo wrócić do gry. Trzeba pracować dwa razy bardziej w obronie, żeby zniwelować prowadzenie gości. Dzisiaj się udało. W czwartej kwarcie widać było, że te ciężkie treningi i przygotowanie motoryczne nam pomogły i mieliśmy więcej siły niż drużyna z Lublina.
Dziękuję.