Takiego meczu chyba nikt się nie spodziewał. Po wyrównanej, nie najlepszej pierwszej połowie, w drugiej partii meczu Stelmet zdominował parkiet i dowiózł pewne zwycięstwo do końca spotkania. Jak skomentował ten pojedynek, rzucający Stelmetu, Przemysław Zamojski?
W finałowych starciach, po raz pierwszy mieliśmy zwycięstwo różnicą kilkunastu punktów. Spodziewałeś się, że dziś mecz zakończy się takim przekonującym waszym zwycięstwem?
Przemysław Zamojski: Aż tak przekonującego raczej nie. Chcieliśmy wyjść mocno i agresywnie, a wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie rywalizować z Turowem i obronić nasz parkiet. Dzisiaj udało się to po raz drugi i cieszymy się, że doprowadziliśmy do stanu 2-2. Teraz jedziemy do Zgorzelca i będziemy walczyć tam z całych sił.
Jak udało wam się w ciągu dwóch dni tak odwrócić ilość zbiórek? W pierwszych trzech meczach to Turów królował pod tablicami, a dzisiaj to wy zebraliście o 10 piłek więcej w ataku.
Mieliśmy z tym ostatnio spore problemy. Te punkty drugiej szansy trzymały Turów przy grze, a dzisiaj bardziej walczyliśmy i udało się wyrwać więcej piłek pod koszem. Cieszymy się z faktu, że poprawiliśmy naszą grę w tym elemencie, musimy dalej tak grać.
Dzisiaj trafiliście siedem rzutów dwupunktowych i aż 14 rzutów zza linii 6,75m. Takie mecze zdarzają się bardzo rzadko.
Dokładnie Mieliśmy spore problemy, przede wszystkim w pierwszej połowie, z trafieniami spod kosza. Dobrze, że po przerwie Aaron pociągnął nasz zespół. Potrzebowaliśmy takiego zawodnika, który weźmie na siebie kilka akcji. Świetną zmianę też dał Kamil Chanas przy mojej słabszej dyspozycji. To bardzo cieszy, że mamy taką szeroką drużynę i każdy kto wchodził na boisko dawał od siebie coś pozytywnego.
W każdym meczu „odpala” inny nasz gracz. Kto „odpali” w meczu numer pięć?
Nie zakładamy przed meczem, kto ma być w najlepszej dyspozycji. Teraz najważniejsze jest to, że wyrównaliśmy stan rywalizacji, obroniliśmy parkiet i pojedziemy jeszcze bardziej zmotywowani do Zgorzelca.