Nie udał się Stelmetowi pierwszy mecz w rozgrywkach Eurocup. Zielonogórzanie przegrali wyraźnie z Lokomotivem Kubań Krasnodar a dodatkowo nie dopisała frekwencja. Właśnie te kwestie komentują Piotr Grabowski z portalu ofens.co, Tomasz Wiktorski (członek zarządu socios Stelmetu) oraz redaktor naszego serwisu Aleksander Piskorz.
Katastrofa, wypadek przy pracy czy żadne zaskoczenie. Jak oceniasz spotkania z Lokomotivem?
Piotr Grabowski: Porażka nie jest żadnym zaskoczeniem, była ona wkalkulowana i sama w sobie zbytnio nie powinna zaszkodzić Stelmetowi. Z Lokomotivem będą przegrywać zapewne tez inne mocniejsze zespoły od Stelmetu. Rosjanie to zespół poza zasięgiem zielonogórzan, którzy chcąc wyjść z grupy zwycięstw muszą szukać w spotkaniach z pozostałymi rywalami. To wiedzieliśmy od początku. Rozmiary jednak tej porażki i przede wszystkim styl gry zaprezentowany w środę to sprawy nad którymi nie można ot tak przejść do porządku dziennego. Zresztą końcowy wynik daje nieco zamydlony obraz, jest nawet lepszy niż gra. Lokomotiv zaprezentowaną kulturą gry oraz koszykarską jakością wydawał się zespołem lepszym nie o jedną klasę, ale co najmniej dwie. Taka różnica nie powinna mieć miejsca. Stelmet to już nie jest zahukany kopciuszek, który ma tylko płacić frycowe za występy w Europie i kończyć walkę o zwycięstwo w dziesięciu minutach pierwszej kwarty. To co działo się od drugiej kwarty do końca było już takim bardziej pożytecznym sparingiem, tylko o stawkę.
Tomasz Wiktorski: Lokomotiv dysponuje świetnym składem, o czym przekonało się CSKA Moskwa – ubiegłoroczny półfinalista Euroligi – przegrywając 81:73 w meczu ligi VTB. Każdy z nas przewidywał, iż będzie to bardzo trudne spotkanie i porażka wchodziła w grę. Jednak chyba nikt się nie spodziewał, że będzie to przegrana w tak kiepskim stylu… Trzeba wierzyć, że w kolejnych spotkaniach będzie dużo lepiej, bo przecież wiemy, że Stelmet w Eurocupie wygrywać potrafi.
Aleksander Piskorz: Dla mnie sama porażka z krasnodarską potęgą nie jest (niestety) zaskoczeniem. Wszyscy kibice w Zielonej Górze, ale też w Polsce, wiedzą, że ekipy pokroju Lokomotivu są piekielnie mocne. Podopieczni trenera Adamka przekonali się o tym na własnej skórze. Katastrofą można jednak określić styl, w jakim to się wszystko odbyło. Nasi gracze nie mieli energii, wyraźnie odstawali w praktycznie każdym elemencie gry. Mimo klasy rywala, to nie powinno tak wyglądać – nieważne, z kim się mierzymy.
Mecz oglądało tylko 2735 osób. Czy jest to sytuacja, wobec której klub musi podjąć jakieś działania czy jeszcze jest za wcześnie
Piotr Grabowski: Oglądając mecz w telewizji byłem zaskoczony wolną przestrzenią jaką było widać na trybunach. Logika podpowiada, że było wiele czynników, które powinny przyciągnąć widzów na halę – kibice po wielu miesiącach przerwy spragnieni basketu na wysokim poziomie, obiecujące dotychczas wyniki (szczególnie gra z Unicsem Kazań w eliminacjach do Euroligi), nowy sezon w Europie, najlepszy z możliwych rywali już na inaugurację. Wydawałoby się, że to odpowiedni rywal w odpowiednim czasie, by stworzyć koszykarskie święto. Trudno mi się jednoznacznie wgryźć się w zielonogórską specyfikę, ale zapewne mają znaczenie terminy spotkań rozgrywanych w ramach Eurocup. Trudno mi też dokładnie ocenić jak mocne były działania promocyjne przed tym spotkaniem, jak „sprzedawano” Lokomotiv na mieście. Trochę trzeba przyznać wprost, że poza CSKA rosyjskie kluby mimo ogromnych budżetów i świetnych koszykarzy posiadanych w składach nie działają tak na wyobraźnię jak czasami słabsze, ale jednak zachodnie kluby. Słyszymy Kubań i ta nazwa dla wielu osób może nie być tak atrakcyjna jak np. teoretycznie słabsza od Lokomotivu Alba Berlin. Mimo, że to w Rosji występuje np. Anthony Randolph, który przecież w NBA w ostatnich latach nie wycierał swoich czterech liter tylko na ławce rezerwowych i Kubań to zespół, który mógłby bić się o miejsce w Top 8 Euroligi. Pewnie w klubie też mają żal, że frekwencja była tylko poziomie ponad 2,5 tysiąca widzów. W końcu bardzo prawdopodobne, że bardziej klasowy zespół w tym sezonie w Zielonej Górze już się nie pojawi. Jak sam pisałem wcześniej, Eurocup to rozgrywki szyte na miarę Stelmetu i szkoda byłoby, żeby podczas europejskich pucharów, które powinny być świętem, hala była zapełniona w okolicach 50%. Oczywiście do tego potrzebne sa jeszcze dobre wyniki zespołu – jeśli koszykarze wygrają jeden, drugi mecz na wyjeździe w dobrym stylu, też od razu będzie miało to wpływ na sprzedaż biletów na mecze u siebie.
Tomasz Wiktorski: Smuci bardzo to kiedy na słabą kadrowo Dąbrowę Górniczą przychodzi ponad 4000 osób, a na Lokomotiv naszpikowany byłymi graczami NBA, dodatkowo najlepszą drużynę w naszej grupie, zasiada na trybunach tylko nieco ponad 2700 kibiców. Na pewno klub powinien mocno zastanowić się jak rozwiązać ten problem, gdyż niewątpliwie problem jest. Z drugiej strony terminy w środku tygodnia nie zapełniały kompletu na hali nawet na meczach Euroligi.
Aleksander Piskorz: To, co zdecydowanie może zniechęcać fanów z Winnego Grodu, to horrendalnie wysokie ceny biletów. Czytałem niejedną opinię zwykłych kibiców po tym spotkaniu. Jeśli ojciec idący na mecz z kilkuletnim dzieckiem płaci za dwa miejsca na wcale nie najlepszych sektorach 120 złotych, ciężko jest spodziewać się kompletu na trybunach. Myślę, że dobrym posunięciem byłoby rozwiązanie jakoś tego problemu, aczkolwiek wiadomo, iż jest to mało prawdopodobne. Ponadto jak zawsze wszystko zależy od wyników – z czasem, jak będą się pojawiać, ludzi powinno być więcej. Jeśli jednak będzie inaczej – wtedy dojdzie do niemałych problemów…