Kolejnym graczem, który podzielił się z nami opinią na temat finałów Tauron Basket Ligi był Adam Hrycaniuk. Nasz środkowy przyznał, że wszystkie sukcesy zostały osiągnięte dzięki ciężkiej pracy na treningach.
Jak smakuje to złoto, które dzisiaj wywalczyliście?
Adam Hrycaniuk: Złoto smakuje wyjątkowo. Każdy sukces i zwycięstwo z drużyną, z którą jest się prawie rok i spędza po parę a czasami paręnaście godzin dziennie, smakuje niesamowicie. Po tej walce, jest to jeszcze lepsze uczucie. Kiedy przegrywaliśmy na początku 0-2, a potem wyciągnęliśmy na 4-2, to nie wszyscy w nas wierzyli. Udało się i po tej gonitwie, to złoto ma jeszcze lepszy smak.
Finałowa seria była niesamowita. Pierwszy raz od 19 lat, mistrzostwo zdobył zespół, który zaczął od dwóch porażek. Jak z waszej strony wyglądało te sześć spotkań?
Obydwa mecze w Zgorzelcu były na styku, szczególnie w końcówce. Czuliśmy, że ten dystans nie jest tak duży, jak mogłoby się wydawać. Wiedzieliśmy, że mamy Turów w zasięgu i możemy ich rozpracować, pod warunkiem, że zagramy dobrze w domu. Wygraliśmy dwa mecze tutaj, we własnej hali. Mecz numer pięć był dla nas o być albo nie być. Udało nam się wyciągnąć ten mecz na naszą korzyść i nagle zrobiło się 3-2. Żal by było nie wykorzystać swojej hali z niesamowitymi kibicami. Wszystko się idealnie układało, więc postawiliśmy wszystko na jedną kartę i pokonaliśmy Turów cztery razy pod rząd.
Nie dość że zostaliście mistrzami Polski, to jeszcze zdobyliście Puchar Polski. Przyznasz, że sezon był niesamowity?
Oczywiście. Kolekcja trofeów w tym roku jest imponująca. Myślę, że to wszystko było wypracowane na treningach. Spędziliśmy wiele godzin na treningach obronnych, a także ćwicząc atak. Sami zapracowaliśmy na te tytuły. Często nie byliśmy faworytami, ale to nas tylko motywowało. Dodatkowy sukces, że nie przegraliśmy żadnego meczu u siebie w hali. Przy tym złocie jest jeszcze parę innych aspektów, z których powinniśmy być dumni.
Utarliście nosy ekspertom, z których zdecydowana większość typowała Turów na mistrza Polski…
Nie chciałbym obrażać ekspertów, ale na pewno mamy kryzys jednego pana, który komentuje mecze w telewizji. Nie chodzi o pana Romańskiego, a o jego kolegę, który kompletnie na nas nie stawiał. Dlatego fajnie jest wygrywać, żeby udowadniać ludziom swoją wyższość. Warto wygrywać dla takich chwil, aby po meczu uśmiechnąć się do pana, który od początku stawiał nas na straconej pozycji.
W ostatnim meczu obie strony zaczęły dość nerwowo, jednak z biegiem czasu, wyglądaliście na coraz spokojniejszych. Kiedy uwierzyłeś, że macie ten mecz już pod kontrolą?
W koszykówce nigdy nic nie wiadomo. Patrzyliśmy na tablicę i zegar, i mimo ośmiu punktów przewagi, chcieliśmy doczekać do syreny końcowej. Dla nas kluczowym momentem była połowa spotkania. Wiedzieliśmy, że Turów lubi odjechać na parę czy nawet paręnaście punktów na początku meczu, a my zakończyliśmy tę połowę minimalnym prowadzeniem. Wiedzieliśmy, że 32 punkty Turowa to dobry wynik i musimy kontynuować naszą obronę. Tak też było: broniliśmy cały czas twardo i graliśmy mądrze w ataku, przez co odskoczyliśmy na parę oczek i dotrzymaliśmy ten wynik do końca.
W tej serii chyba można powiedzieć, że wygrała świetna obrona i serce z uporem i szybkim atakiem.
Zawsze obrona wygrywa w walce o mistrzostwo. To jest naprawdę kluczowy element. Ten kto kiedyś powiedział, że atakiem można wygrać jeden mecz, a obroną całą serię, był naprawdę mądry. Jak widać, doskonale się to sprawdza.
Jak zamierzacie świętować to mistrzostwo?
Do tej pory mieliśmy wszystko zaplanowane od A do Z. Teraz, po sezonie, chcemy trochę wolności. Już sobie poradzimy z zaplanowaniem najbliższego czasu. (śmiech) Pewnie pójdziemy jeszcze na spotkanie z kibicami. Cokolwiek by się nie działo, teraz wszystko będziemy robić z przyjemnością. Nasze głowy już trochę odetchnęły, ponieważ przez te play-offy psychika trochę ucierpiała. Najważniejsze, że osiągnęliśmy taki sukces i teraz będzie już czas na same przyjemności.