Passa zwycięstw Stelmetu nie trwała zbyt długo. Po dwóch dobrych spotkaniach nasz zespół uległ w fatalnym stylu PGE Turowowi Zgorzelec 84:99. Na hali emocje sięgały zenitu, jednak głośny doping publiczności tym razem nie wystarczył, aby Stelmet odniósł kolejne zwycięstwo.
Na hali zaczęło robić się głośno już podczas rozgrzewki, kiedy to kibice wyrazili gwizdami swoją dezaprobatę do zmiany barw klubowych przez Piotra Stelmacha. Później była prezentacja i kolejny hałas na sali, a następnie rozpoczął się mecz.
Pierwsza kwarta była bardzo wyrównana, ale nie ze względu na siłę obu drużyn, a bardziej na porównywalną ilość błędów. Zarówno Stelmet jak i Turów mieli problemy ze skutecznością i oddanie celnego rzutu przysparzało im wiele trudu. Zielonogórski zespół już od początku nie grał najlepszej defensywy. To była obrona całkiem inna od tej, jaką widzieliśmy w ostatnim meczu z Telenetem. Na szczęście goście nie zdołali jeszcze wyjść na wysokie prowadzenie i na koniec pierwszej kwarty mieli przewagę zaledwie jednego punktu 18:17.
Druga kwarta nie była już tak wyrównana. Turów zaczął poprawiać swoją grę, a Stelmet nie robił nic, aby przeciwstawić się rywalowi. Nie tylko grał na równie słabej skuteczności jak wcześniej, ale także nie konstruował obrony, która chociaż w najmniejszym stopniu mogłaby sprawiać trudności przeciwnikom. Jako, że Turów jest jednym z lepszych zespołów w Tauron Basket Lidze, potrafił wykorzystać potknięcia Stelmetu i do szatni schodził już z 9-punktowym prowadzeniem 38:47.
Druga połowa przebiegła pod dominacją ekipy ze Zgorzelca i Stelmet musiał gonić przez cały czas rywala. Zielonogórscy koszykarze zbliżyli się kilka razy do Turowa, jednak nie udało im się ani na moment wyrównać wyniku. Ostatecznie ulegli na własnym parkiecie 84:99 i zaliczyli czwartą ligową porażkę.
Co zawiodło w dzisiejszym spotkaniu? Obrona, obrona i jeszcze raz obrona. Jeszcze nie tak dawno, bo trzy dni temu Stelmet był w tym elemencie bardzo silny i stanowił duże zagrożenie dla rywala. Dziś było całkowicie inaczej i z agresywnej, twardej defensywy stał się chaos i o wiele za dużo przewinień. Zawodzili także podkoszowi. Adam Łapeta i Oliver Stević bardzo szybko złapali faule i nie spędzili zbyt wiele czasu na parkiecie. O ile Serb starał się aktywnie walczyć pod obręczami, o tyle nasz najwyższy zawodnik (przypominamy 2,17m) nie potrafił odnaleźć się na boisku. Wypadałoby, żeby tak wysoki koszykarz odgrywał znaczącą rolę pod koszem, a tymczasem poza dwoma blokami nie wniósł nic do zespołu. Dwie zbiórki Łapety, przy na przykład ośmiu zbiórkach Kamila Chanasa (1,90m) to wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań.
W Stelmecie można wyróżnić tylko Waltera Hodge’a. Portorykańczyk mimo, że na początku nie błyszczał, od drugiej kwarty rozkręcił się i później grał już tylko lepiej. Zdobył aż 35 punktów, a także osiem asyst, sześć zbiórek (także więcej od Łapety) i dwa bloki.
Jeżeli chodzi o postawę Turowa, to ciężko wyróżnić kogokolwiek. Cała drużyna zagrała bardzo zespołowo i każdy koszykarz pokazał się z bardzo dobrzej strony. Najwięcej punktów zdobył David Jackson, który aż 13 razy stawał na linii rzutów osobistych i nie pomylił się ani razu. Warto podkreślić, że oprócz Jacksona, aż pięciu zawodników zdobyło ponad 10 punktów. Zgorzelczanie byli dzisiaj po prostu lepsi i zasłużyli na to zwycięstwo.
Punkty dla Stelmetu zdobyli: Walter Hodge 35, Kamil Chanas i Quinton Hosley po 11, Mantas Cesnauskis 9. Marcin Sroka i Adam Łapeta po 6, Rob Jones i Oliver Stević po 3.
Punkty dla Turowa zdobyli: David Jackson 26, Michał Chyliński 14, Damian Kulig i Piotr Stelmach po 12, Ivan Zigeranović 11, Aaron Cel 10, Ivan Opacak 8 i Vukasin Aleksić 6.
Agata Zwolak