Zielonogórska ekipa przygotowuje się już do pojedynku z Galatasaray Stambuł, jednak cofnijmy się jeszcze na chwilę do wczorajszego starcia z AZS-em Koszalin. Po tym zwycięstwie rozmawialiśmy z kapitanem Stelmetu, który ocenił mocne i słabe strony swojego zespołu.
Po ostatnich trudniejszych spotkaniach dzisiaj było trochę łatwiej, trochę…
Łukasz Koszarek: Odetchnęliście z ulgą, co? My też. (śmiech)
Co wpłynęło na to, że byliście dzisiaj w stanie tak dobrze zagrać?
Dzisiaj cieszyliśmy się koszykówką. Słaba obrona, dobry atak, to, co lubimy najbardziej.
Udało się wam utrzymać koncentrację przez trzy kwarty, a to było do tej pory waszą bolączką.
Gra w ataku ułożyła nam się dziś naprawdę dobrze. W pierwszej połowie mieliśmy trochę problemów w obronie, ale w drugiej nasza gra wyglądała już na tyle dobrze, byśmy mogli być z niej zadowoleni.
Początek meczu z AZS-em był jednak dość spokojny.
Meczu nie wygrywa się w 10 minut, ale potrzeba na to więcej czasu, czasami 30, 35 czy 40 minut. Czasem trzeba grać przez 45 i pracować ostro do samego końca.
A może i 50?
Jeszcze czegoś takiego nie przeżyłem. Ale może w piątek? (śmiech)
Czy Łukasz Koszarek widzi w grze Stelmetu elementy, które nadawałaby się do poprawy?
Oczywiście, że tak. Może dzisiaj nie mieliśmy aż tak wymagającego rywala i grało się stosunkowo łatwo, nie był to przecież przeciwnik pokroju Unicaja Malagi. W piątek czeka nas za to duże wyzwanie i musimy się do tego bardzo dobrze przygotować.
Ten mecz z Montepaschi Siena nastroił was tak pozytywnie przed spotkaniem z AZS-em Koszalin?
Na pewno dodał nam pewności siebie, co jest bardzo ważne. Potrzebowaliśmy dużego zwycięstwa na przełamanie. Myślę, że odetchnęli i trenerzy, i zawodnicy, bo pokazało to nam, że nasza praca nie idzie na marne.
Ale są takie momenty, w których, zdaje się, brakuje wam jeszcze zrozumienia się na parkiecie.
To nie jest tak, że w miesiąc da się stworzyć drużynę. To jest proces, który będzie trwał. Dzisiaj było to może mniej widoczne, ale w meczu z trudniejszymi rywalami są jeszcze takie chwile, kiedy trochę się gubimy i brakuje jeszcze zgrania. Ale to jest coś, co ciężko ćwiczyć na treningu, to przychodzi samo po tych ciężkich spotkaniach.