Tak naprawdę ta relacja miała wyglądać zupełnie inaczej. Stelmet nie rozgrywał wielkiego meczu z Montepaschi Siena, ale dzięki dobrej obronie i pomysłowości w ataku dominował w końcówce, prowadząc w ostatniej minucie już czterema punktami. Potem jednak zielonogórzanie stanęli a gospodarze trafili zwycięską trójkę na 1,1 sekundy przed końcem.
W całym spotkaniu Montepaschi ani razu nie pokazali nic wielkiego, ale to właśnie Włosi cieszyli się z wygranej. A zaczęło się po myśli gospodarzy, którzy przez pierwszych kilka minut mieli lekką przewagę, którą gracze Stelmetu bez problemu odrobili. W drugiej kwarcie dobre zmiany dali Adam Hrycaniuk i Kamil Chanas, ale ten pierwszy potem już tak nie błyszczał. Stelmet prowadził do boju świetnie obsługiwany Vladimir Dragicević, który sam także potrafił wykreować sobie sytuację np. przechwytując piłkę na środku boiska. Poziom meczu momentami był jednak bardzo słaby a zespoły – mimo przeciętnej defensywy – miały spore problemy ze skutecznością. Do przerwy wynik brzmiał więc 30-30.
Niestety ostatnie słowo należało do Montepaschi (fot. Aleksandra Krystians)
W trzeciej kwarcie obraz nie uległ zmianie. Zielonogórzanie byli w grze dzięki dobrej postawie Dragicevicia i Christiana Eyengi. Niestety w kilku przypadkach mylili się sędziowie jak chociażby w ostatniej akcji tej odsłony, kiedy rzut Walkera równo z syreną dobił Przemysław Zamojski. Wspomniany Walker rozegrał z kolei chyba jedno z najgorszych spotkań w Eurolidze, wnosząc do gry zespołu tylko chaos. Także Zamojski miał problemy, trafiając w całym meczu tylko dwa rzuty z gry i pudłując wszystkie sześć prób za trzy. Prawdziwa walka zaczęła się w ostatnich 10 minutach. Oba zespoły dobrze broniły, ale to Stelmet potrafił lepiej powstrzymywać rywali. Niestety – tutaj trzeba to otwarcie powiedzieć – troszkę gospodarzom znów sprzyjali sędziowie, a po jednej z takich akcji faulem technicznym ukarano zbyt impulsywnie protestującego Mihailo Uvalina. Wydawało się jednak, że mimo tego wszystkie Stelmet wyjedzie z Florencji ze zwycięstwem. W końcówce dwie udane akcje Eyengi dały zielonogórzanom prowadzenie 59-55. Niestety mimo nieskutecznych akcji Włochów nasz zespół nie potrafił postawić „kropki nad i”. Z drugiej strony Taylor Rochestie łatwo trafił za dwa a Stelmet odpowiedział pudłem Zamojskiego z rogu boiska. W ostatniej akcji meczu gospodarze nie trafili za dwa, ale zebrali piłkę z zielonogórskiej tablicy. Ta poszybowała na obwód a tam niepilnowany Jeffrey Viggiano rzucił celnie za trzy na 1,1 sekundy przed końcową syreną…
Dodajmy tylko, że czas wzięty przez trenera Uvalina niewiele pomógł a ostatnia akcja polegająca na wrzuceniu piłka pod kosz Sieny była zupełnym niewypałem. Szkoda, bo to już druga taka niefortunna porażka w Eurolidze.