Kolejne spotkanie i kolejne zwycięstwo. Po jednej wpadce z Energą Czarnymi Słupsk, Stelmet po raz kolejny pokazał, że w polskiej lidze jest w stanie pokonać każdego przeciwnika. Dziś w hali CRS-u zielonogórzanie zmierzyli się z Anwilem Włocławek i wygrali 83:70.
Mecz rozpoczął się po myśli zielonogórzan, kiedy to w jednej z pierwszych akcji za trzy punkty trafił Craig Brackins. Jednak potem to goście lepiej radzili sobie na parkiecie i przy nie najsilniejszej obronie Stelmetu nie mieli problemów ze skutecznymi akcjami. Dużym problemem dla zielonogórzan był kapitan Anwilu, Seid Hajrić. Zielonogórzanie obudzili się dopiero pod koniec pierwszej partii spotkania, kiedy to dzięki lepszej skuteczności odzyskali prowadzenie, a także poprawili swoją defensywę, która zatrzymywała gości. Po 10 minutach Stelmet minimalnie prowadził 23:19 z Anwilem, który nie zamierzał się poddawać.
Gospodarze od kiedy poprawili swoją grę w pierwszej kwarcie, tak w drugiej radzili sobie coraz lepiej i już w pierwszych minutach powiększyli prowadzenie. Szybko o czas poprosił Milija Bogicević, jednak goście cały czas nie byli w stanie dostatecznie przeciwstawić się Stelmetowi. W naszej ekipie punkty potrafił dorzucić każdy z graczy. Bardzo dobrze pokazał się Aaron Cel, a Adam Hrycaniuk, po paru nieudanych spotkaniach przełamał się i wreszcie trafił do kosza. Także Przemysław Zamojski, po drobnej kontuzji powrócił na parkiet w pełni sił, co udowodnił trafiając ważne „trójki”. Niestety nie udało się utrzymać równego poziomu do końca kwarty. Pod koniec, do naszej drużyny wdarła się dekoncentracja, w wyniku czego Anwil odrobił część strat, a pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 47:41.
Po przerwie ponownie na parkiecie dominował Stelmet. Choć nie prezentował nam najlepszej koszykówki, to w porównaniu z rywalem radził sobie bardzo dobrze i zdobywał kolejne „oczka”. Tymczasem Anwil, przez pięć minut, nie mógł wstrzelić się do kosza, a złą passę przełamał dopiero Seid Hajrić. Następnie gra toczyła się na nie najwyższym, ale wyrównanym poziomie. Pod koniec kwarty mieliśmy kolejny pokaz umiejętności strzeleckich Przemysława Zamojskiego, dzięki którym gospodarze na koniec trzeciej kwarty prowadzili 65:47.
Nasi koszykarze chyba za szybko poczuli duże szanse na odniesienie kolejnego zwycięstwa. Zielonogórska ekipa rozluźniła się i nie dość, że nie broniła agresywnie i pozwalała przeciwnikom na łatwe punkty, to jeszcze sama nie mogła wstrzelić się do kosza. O czas poprosił Mihailo Uvalin, jednak nawet po krótkiej rozmowie z trenerem, zielonogórscy zawodnicy nie prezentowali się tak dobrze, jak w poprzednich kwartach. Wynik był na styku, a Anwil cały czas nie odpuszczał. W końcówce jednak Stelmet ponownie zdominował parkiet i ostatecznie wygrał spotkanie 83:70.
Co prawda nie powinno się narzekać po wygranym meczu, bo w końcu taki jest główny cel każdego ze spotkań. Jednak po dzisiejszym spotkaniu ciężko nie zauważyć, że podejście naszych koszykarzy do rozgrywek krajowych jest inne niż do Euroligi. Oczywiście, w tych prestiżowych meczach na arenie międzynarodowej każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony, jednak nie można pozwalać sobie na taką dekoncentrację i rozluźnienie na polskich parkietach. Dzisiaj Stelmet miał problemy z utrzymaniem wypracowanej przewagi i choć przeciwnik nie zdołał odrobić wszystkich strat, to ekipa Mistrzów Polski powinna starać się grać równo od początku do końca. Dziś cieszmy się z kolejnego zwycięstwa, a następnym razem, miejmy nadzieję, takie rozluźnienia nie będą zdarzały się tak często.
Stelmet Zielona Góra – Anwil Włocławek 83:70 (23:19, 24:22, 18:6, 18:23)
Stelmet: Vladimir Dragicević 21, Przemysław Zamojski 20, Aaron Cel 11, Kamil Chanas 8, Łukasz Koszarek 8, Craig Brackins 5, Erving Walker 4, Adam Hrycaniuk 4, Christian Eyenga 2, Marcin Sroka 0, Maciej Kucharek 0.
Anwil: Dusan Katnić 17, Seid Hajrić 14, Keith Clanton 13, Mateusz Kostrzewski 8, Danilo Mijatović 7, Mikołaj Witliński 5, Deividas Dulkys 4, Michał Sokołowski 2.