Stelmet w inauguracyjnym meczu we własnej hali pokonał MKS Dąbrowę Górniczą 91:77. Zielonogórzanie mimo słabszych fragmentów pokazali się z dobrej strony, a liderem po raz kolejny okazał się Steve Burtt- zdobywca 28 punktów.
W hali CRS-u na początek sezonu zgromadziło się wielu kibiców. Po raz pierwszy nasi koszykarze zostali wyprowadzeni przez zielonogórskie dzieci. Kolejną, tym razem niemiłą, niespodzianką była informacja o braku Quintona Hosleya w składzie na dzisiejszy pojedynek, który z powodów rodzinnych musiał udać się do USA. W końcu jednak nadszedł czas meczu. Na trybunach ponownie zrobiło się głośno. Ku naszemu zdziwieniu, lepiej spotkanie rozpoczął jeden z tegorocznych beniaminków Tauron Basket Ligi. MKS Dąbrowa Górnicza weszła w mecz bardzo odważnie i szybko zbudowała przewagę 7:2.Nasz zespół przez pierwsze minuty nie radził sobie w ataku, gubił piłki. W końcu, wynik wyrównał Aaron Cel, który nie pomylił się zza linii 6,75m. Cały czas minimalnie lepsi byli goście, a gra obu ekip pozostawiała wiele do życzenia. Kiedy w końcu Stelmet zdołał zbudować niewielką, dwupunktową przewagę, o czas poprosił Wojciech Wieczorek. Gra nadal nie należała do najbardziej widowiskowych. MKS pod koniec pierwszej partii meczu nie radził sobie z obroną i popełniał wiele przewinień, co wykorzystywali zielonogórzanie prawie bezbłędnie trafiając rzuty osobiste (9/10). Trener Andrzej Adamek już w pierwszej kwarcie wpuścił na parkiet Steve’a Burtta, który od początku pokazał się z bardzo dobrej strony. Po jego „trójce” gospodarze zakończyli pierwszą kwartę wynikiem 27:17.
Druga partia spotkania nie rozpoczęła się najlepiej dla naszych koszykarzy. W ciągu minuty stracili cztery punkty i szybko o czas poprosił Andrzej Adamek. Nie był to jednak koniec problemów Stelmetu. MKS szybko zdobywała kolejne punkty, a nas ratowały celne rzuty z dystansu Przemysława Zamojskiego i Burtta. W dalszej części drugiej kwarty zielonogórzanie przeplatali lepsze akcje, zdecydowanie słabszymi momentami. Ważną rolę w naszej ekipie odgrywał Łukasz Koszarek. Kapitan co prawda nie rzucał zbyt wielu punktów, jednak świetnie asystował kolegów. Wyróżniał się także Aaron Cel, który pokazał swoją waleczną stronę pod tablicami. Gospodarze utrzymywali prowadzenie w okolicach 10 punktów. W końcówce MKS postraszył Stelmet paroma rzutami z dystansu, wyróżniał się u gości Marcin Piechowicz (13 punktów w pierwszej połowie). Ostatecznie jednak, ponownie Steve Burtt powiększył przewagę i po pierwszej połowie ekipa Andrzeja Adamka prowadziła 51:42.
Po przerwie, zielonogórzanie wyszli na parkiet trochę ospale. Trafianie do kosza okazało się dla nich dość trudnym zadaniem. Dwie akcje dobrze zakończył Adam Hrycaniuk, a także dalej punktował Steve Burtt, który był nie do zatrzymania. W przeciwnej drużynie zadanie odrobienia strat wziął na siebie Mateusz Dziemba, pomagał mu także Myles McKay. Prowadzenie gospodarzy stopniowo malało. Kiedy różnica wynosiła zaledwie trzy „oczka” o czas poprosił szkoleniowiec zielonogórzan. Czasu było jednak bardzo mało i gospodarze nie mogli przełamać gorszej passy. Dopiero w ostatniej kwarcie na obwodzie skuteczny okazał się Maciej Kucharek, który zapewnił wynik 67:61 na 10 minut przed końcem meczu.
Ostatnia odsłona meczu zaprezentowała nam pełen energii Stelmet. Od początku czwartej kwarty mieliśmy okazję zobaczyć parę szybkich i dobrze zakończonych akcji. Zielonogórzanie szybko powiększyli przewagę i po trzech minutach mieliśmy czas na żądanie trenera ekipy gości. Krótka przerwa odmieniła postawę beniaminka. MKS zbliżył się do Stelmetu na różnicę czterech „oczek”, jednak nie był w stanie dogonić wicemistrzów Polski. Nasi gracze nie tylko utrzymywali prowadzenie, ale także ponownie zaczęli ją powiększać. W Błyskawicznym tempie odskoczyli gościom. Do końca spotkania pozostały jeszcze trzy minuty, ale nie zapowiadało się, aby MKS był w stanie sprawdzić niespodziankę w Zielonej Górze. Faktycznie, Stelmet nie dał wyrwać sobie tego zwycięstwa i ostatecznie wygrał po raz pierwszy w tym sezonie we własnej hali 91:77.
Dzisiaj kolejny świetny mecz zanotował Steve Burtt. W zeszłym tygodniu Amerykanin zanotował na swoim koncie 25 punktów. Tym razem podobnie, był pierwszym strzelcem zespołu, zdobywając 28 „oczek”. To on trzymał poziom przez całe spotkanie i trafiaj do kosza nawet w słabszych momentach gry zielonogórzan. Z bardzo dobrej strony pokazał się także Aaron Cel, który zanotował double-double, 14 punktów i 13 zbiórek. Sporo punktów dorzucili także Daniel Johnson (17) i Adam Hrycaniuk (13), natomiast najlepiej podającym okazał się Łukasz Koszarek. Kapitan zaliczył 10 asyst.
Stelmet Zielona Góra – MKS Dąbrowa Górnicza 91:77 (27:17, 24:25, 16:19, 24:16)
Stelmet: Steve Burtt 28, Daniel Johnson 17, Aaron Cel 14, Adam Hrycaniuk 13, Maciej Kucharek 7, Przemysław Zamojski 5, Chevon Troutman 4, Kamil Chanas 1, Łukasz Koszarek 2, Patryk Pełka 0.
MKS: Myles McKay 19, Marcin Piechowicz 13, Mateusz Dziemba 9, Adam Metelski 9, Przemysław Szymański 8, David Weaver 6, Grzegorz Małecki 5, Paweł Zmarlak 5, Jakub Koelner 3, Piotr Zieliński 0, Jakub Załuski 0.