Po wygranym meczu z King Wilkami Morskimi Szczecin rozmawialiśmy z Przemysławem Zamojskim, na temat jego słabej formy, a także coraz większych problemów zielonogórskiego zespołu. „Zamoj” przyznaje, że długo tak być nie może.
Przemysław Zamojski (fot. Aleksandra Krystians)
Jak to jest, że nasz zespół, w którym jest tyle uznanych nazwisk męczy się z Wilkami Morskimi Szczecin, nie ujmując nic temu zespołowi?
Przemysław Zamojski: Dzisiaj Harris, któremu „urwało” plecy zebrał 20 piłek. Musimy więcej pomagać wysokim graczom. To nam pomagało w wielu akcjach, kiedy pomagaliśmy sobie, a ktoś z obwodowych dołożył też zbiórkę. Dzięki temu mecz potoczył się na naszą korzyść. Brak koncentracji, niesystematyczna gra w ataku, pochopne decyzje, głupie straty. To się później nawarstwia i mamy to, co dzisiaj było widać.
Jakie problemy ma teraz Stelmet?
Powinniśmy grać bardziej spokojnie, a nie tak nerwowo. Uzyskujemy przewagę, po chwili ona spada. Za dużo forsujemy się na szybki atak, a później statyczne akcje, gdzie zawodnik gra pick’n’rolla, a inni stoją dookoła i nie wiedzą co zrobić. To są nasze problemy
Mówicie za każdym razem, że jest problem, ale on cały czas jest nierozwiązany.
Ciężko to rozwiązać. Jeśli się nic nie zmieni, to naprawdę będzie nam trudno walczyć o jakiekolwiek zwycięstwa. Mam nadzieję, że wyciągniemy z tego jakieś wnioski i zmienimy szybko nasz styl gry. Nie możemy się tak szybko irytować na siebie nawzajem, myślę, że chemia w zespole musi być lepsza. Musimy się bardziej wspierać, bo momentami widać, że jak jednemu graczowi nie wyjdzie akcja, to potem kolejny zdenerwowany też coś psuje i idzie taka lawina. Jeżeli chcemy grać lepszą koszykówkę, to musimy to wyeliminować.
Jesteś zadowolony ze swojej postawy w tym meczu?
Nie, nie jestem zadowolony. Walczyłem, starałem się, mam nadzieję, że ta skuteczność jeszcze do mnie przyjdzie. Nie była dzisiaj najlepsza, ale ostatnimi czasy kompletnie mi piłka nie wpada do kosza. To nie ma znaczenia, że dzisiaj rzuciłem więcej punktów. Jak nie idzie w ataku, to staram się w obronie, a nie myślę ciągle o tym czy piłki będą wpadać czy nie. Cieszę się z tego, że drużyna wygrywa i to jest dla mnie najważniejsze.
Przy takim kryzysie wolisz odpocząć, czy grać i próbować się przełamać?
Myślę, że lepsza opcja jest ta, żeby grać i się przełamać. Fizycznie czuję się bardzo dobrze. Na treningach wszystko wychodzi, a jak przychodzi mecz, to gdzieś giną te umiejętności. Miałem taki moment, że myślałem, że zapomniałem jak się gra w koszykówkę, ale tak nie można. Cały czas zostaję po treningach, ciężko pracuję. Wiem, że ta praca da owoce i mam nadzieję, że jak najszybciej.
A może spotkanie z psychologiem mogłoby ci pomóc?
Miałem takie spotkanie, wyciągnąłem z tego wnioski. Trzeba podejść do tego spokojnie. Wiem, że wszyscy stoją za mną i więcej jest tych osób, którzy mi kibicują. Nie martwię się o to. Chcę grać jak najlepiej dla zespołu, a to ile punktów zdobędę, to nie jest dla mnie istotne.
Jak tak patrzymy na twoją grę, to można odnieść wrażenie, że do czasu kontuzji w Ostendzie byłeś na fali wznoszącej, a po tym incydencie już się nie przełamałeś. Zgodzisz się z tym?
Nie, to chyba nie tak. Wszyscy, którzy są związani ze sportem muszą zrozumieć, że to wygląda tak, że gdy grasz świetnie to wszyscy cię kochają, a gdy grasz dno, to od razu idzie fala krytyki. Taki moment spotyka każdego sportowca i teraz dopadł mnie i trwa bardzo długo. Pierwszy raz złapał mnie taki dołek, kiedy gram słabo i wiem o tym, przyznaję się do tego, ale wiem, że ciężką pracą wrócę na dobre tory.
Jaka jest u was atmosfera na treningach po tym jak ciągle mówi się o ścięciu głowy trenera, czy wymienieniu graczy?
Wiemy, że jeśli nic się nie zmieni, to z tej drużyny, która ma ogromny potencjał, nic nie będzie. Niektórzy gracze irytują się szybciej, inni wolniej. Potem to się przenosi, denerwuje się jedne na drugiego, drugi na trzeciego, i tak dalej. Potem przenosi się to na parkiet i to wszystko widać.
Dziękuję.