Po wyjątkowo emocjonującym spotkaniu Stelmet Zielona Góra pokonuja PAOK Saloniki 84:77. Jest to pierwsze zwycięstwo zielonogórzan w Pucharze Europy!
Spotkanie już przed pierwszym gwizdkiem zapowiadało się bardzo ciekawie, również na trybunach. Do Zielonej Góry zawitała liczna grupa fanów PAOK-u, głośno dopingująca swoich ulubieńców i będąca mocnym „rywalem” dla kibiców z Winnego Grodu. Ci jednak nie zamierzali być dłużni, równie gorąco wspierając Stelmet.
Pierwsze punkty zdobywali goście z Grecji. Dwukrotnie w przeciągu zaledwie kilkunastu sekund trafiał Julian Vaughn, a po łatwej stracie w ataku kontrę skutecznie wykończył Jake Odum. Niemoc zielonogórzan przełamał Przemysław Zamojski, szybko przymierzając z dystansu. Chwilę później indywidualną akcją popisał się Łukasz Koszarek, ustanawiając wynik na 6:5 dla PAOK-u. Na pierwsze prowadzenie wicemistrzów Polski wyprowadził Quinton Hosley, lecz od razu odpowiedzieli Grecy, a dokładnie – Christos Saloustros zza łuku do stanu 9:7. Początek stał pod znakiem wymiany kosz za kosz, punkt za punkt. Obie strony bardzo energicznie weszły w mecz, co owocowało rozlicznymi przewinieniami i błędami przy szybkiej grze. Żaden zespół nie był w stanie wyjść na wyższe niż dwu-, trzypunktowe prowadzenie. Doskonale czuli się Zamojski i Koszarek, a pod koszem świetnie radził sobie Adam Hrycaniuk. Na dwie minuty do końca inauguracyjnej kwarty Stelmet prowadził 17:14 po trzeciej „trójce” Zamojskiego, lecz PAOK ciągle odrabiał straty. Ostatecznie po pierwszej części meczu Stelmet prowadził 20:16 i to w bardzo przekonującym stylu. Atak funkcjonował dobrze, a wysocy gracze zielonogórzan nie dopuszczali do przegrywania walki na tablicach.
Druga kwarta przyniosła mały spadek płynności gry oraz skuteczności obu drużyn. Niemoc niecelnych rzutów z gry przełamał Steve Burtt po prawie dwóch minutach. Po świetnie akcji duetu Chanas-Troutman Stelmet osiągnął najwyższą, sześciopunktową przewagę 24:18. To skłoniło szkoleniowca greckiej drużyny Soulisa Markopoulosa do wzięcia pierwszej przerwy na żądanie. Nic to jednak nie zaradziło, gdyż Grecy popełniali kolejne błędy, a wykorzystał to doskonale Chanas, celnie trafiając za trzy – 27:18. Zielonogórzanie konsekwentnie utrzymywali wcześniej wypracowaną przewagę, co sprawiało duże trudności drużynie z Salonik. Po „trójce” Burtta wicemistrzowie Polski prowadzili aż 32:21 i nic nie wskazywało na to, by mieli się zatrzymać w zdobywaniu kolejnych punktów. Jednakże seria prostych, niewymuszonych błędów sprawiła, że Saso Filipovski wziął po raz pierwszy timeout. Jednocześnie swoje tempo gry odzyskali zawodnicy z Grecji, zmniejszając różnicę do tylko czterech, a po chwili – tylko jednego „oczka”. Szarżę PAOK-u powstrzymał Hrycaniuk, przedzierając się pod koszem i wyprowadzając Stelmet na 34:31. Grecy ciągle byli blisko – po rzutach wolnych Kostasa Charalampidisa różnica znów wynosiła tylko jeden punkt. Trener Filipovski zdecydowanie zareagował, biorąc ostatnią przerwę techniczną na półtorej minuty do końca pierwszej połowy. Ostatecznie po 20 minutach rezultat to 36:34 dla Stelmetu. Po 9 „oczek” zdobyli Zamojski i Burtt. Po stronie przeciwnej 8 „oczek” miał Kevin Langford.
Drugą połowę dobrze rozpoczął Hosley, podwyższając prowadzenie z drugiej kwarty do czterech punktów. Po nim otwartą drogę do kosza znalazł Kamil Chanas, po raz drugi w meczu przymierzając zza lini 6,75 m – wynik wynosił wówczas 41:34. Problemy z zielonogórską defensywą przestał mieć Julian Vaughn, bardzo aktywny pod koszem, jak i na półdystansie. Jego punkty pozwalały PAOK-owi dalej utrzymywać stosunkowo bliski dystans do Stelmetu. Niestety, gracze z Winnego Grodu nie wystrzegali się błędów – niekryty na obwodzie Georgios Dedas trafił „trójkę”, a tablica wyników wskazywała tylko 43:41 dla gospodarzy. Odpowiadał niezawodny dziś Hosley, lecz faulowany po raz kolejny Vaughn wykorzystał rzuty osobiste, ponownie dochodząc Stelmet na tylko dwa „oczka”. Po wsadzie Vaughna był remis 45:45. Od tego momentu obie strony co chwilę wymieniały się prowadzeniem albo ponownie doprowadzały do remisu. Po rzutach wolnych Zamojskiego gospodarze znów uzyskali trzypunktowe prowadzenie 50:47. W końcówce trzeciej kwarty znów wróciła gra kosz za kosz, z lekkim naciskiem na Stelmet, w dalszym ciągu potrafiący utrzymywać kilkupunktową przewagę. Po doskonałej asyście Koszarka do Daniela Johnsona było 59:53 i takim rezultatem zakończyła się trzecia część meczu. Brylowali Zamojski i Hosley, którzy na swoich kontach mieli po 14 punktów. Pierwsza, upragniona wygrana w Pucharze Europy była coraz bliżej.
Ostatnią kwartę bardzo agresywnie rozpoczęli goście. Gracze z Salonik zdecydowanie zintensyfikowali defensywę, co nadal nie wystarczało jednak na rozegrany Stelmet. Po „trójce” Johnsona było już 62:53, a trener Markopoulos zmuszony był zareagować wzięciem przerwy. Przyniosło to spore korzyści – błyskawicznie za trzy trafił Jake Odum, a akcję później fenomenalny Vaughn „z góry” wykończył drużynową zagrywkę i było 66:58. Na dobre tory zielonogórzan wyprowadził powracający z ławki Hrycaniuk, którego akcja ustanowiła wynik na 70:60. PAOK wiele razy faulował, przez co już po czterech minutach limit przewinień został przez nich wyczerpany. Skrzętnie wykorzystywał to chociażby Burtt, wymuszający faule, a następnie trafiający rzuty wolne. Niestety, kilkanaście sekund później zielonogórzanom skończyły się już niegrożące rzutami przewinienia, przez co intensywność w obronie zmalała. Po „trójce” Koszarka było 77:65, a szkoleniowiec greckiego zespołu był niemal bezradny. Jedyną nadzieją były timeouty, choć i one już się kończyły.
Z każdą minutą doping na trybunach się zaostrzał – głodni zwycięstwa kibice zielonogórskiego basketu czuli już możliwą wiktorię w tym pojedynku. PAOK jest jednak zbyt doświadczoną drużyną, by przestać walczyć. Po rzutach Vaughna było 77:69, lecz swojej drużynie nie pomógł Jake Odum, który za drugie przewinienie techniczne został zmuszony do opuszczenia parkietu. Na dwie minuty do końca po kontrze Marc Antonio Cartera PAOK tracił tylko sześć punktów. Widząc ożywienie rywala, Saso Filipovski bez wahania zażądał przerwy technicznej. Inicjatywę zdawali się przejmować jednak goście, którzy po „trójce” Cartera doszli Stelmet na trzy „oczka”. Nerwy dawały o sobie znać – dochodziło do wielu nieprzemyślanych błędów. Po trudnej sytuacji punkty zdołał zdobyć Aaron Cel, a zielonogórski zespół prowadził 80:75 na niecałe 40 sekund do końcowej syreny. Całe szczęście, Stelmet nie dał sobie już wydrzeć zwycięstwa i po po raz pierwszy wygrali.
Cały mecz był genialnym pokazem możliwości zielonogórzan. Cały mecz to istny koncert – niemal każdy element gry wyglądał doskonale. Jest to świetny prognostyk na kolejne pojedynki.
Stelmet Zielona Góra – PAOK Saloniki 84:77 (20:16, 16:18, 23:19, 25:24)
Stelmet: Hosley 17, Zamojski 14, Burtt 13, Koszarek 11, Hrycaniuk 8, Chanas 8, Johnson 7, Troutman 4, Cel 2.
PAOK: Vaughn 19, Langford 13, Odum 12, Carter 10, Dedas 6, Charalampidis 6, Margaritis 5, Tsochlas 3, Saloustros 3, Kakaroudis 0, Liapis 0.