Choć do przerwy sytuacja mogła zmartwić, w drugiej połowie wszystko się wyjaśniło. Stelmet wygrywa ósme z rzędu spotkanie w Tauron Basket Lidze – tym razem mistrzom Polski nie sprostali kutnianie, przegrywając 68:81.
Choć to goście rozpoczęli od posiadania, pierwsze punkty zdobyli gospodarze dzięki indywidulnej akcji Nemanji Djurisicia. Skuteczna defensywa Stelmetu odrzucała kutnian od kosza mistrzów Polski. Po błędzie 24 sekund trener Jarosław Krysiewicz poprosił o przerwę na żądanie – jego podopieczni zdobyli zaledwie dwa punkty w ciągu ponad 3 minut. Przyniosło to efekty – w pierwszym wejściu z dystansu trafił Michał Gabiński. Po stronie zielonogórskiej bardzo dobry początek notowali wspomniany wcześniej Djurisić oraz Przemysław Zamojski. Sytuacja zdawała się być pod kontrolą, jednak gdy Polfarmex doszedł zielonogórzan na 11:12, Saso Filipovski wziął czas. Oba sztaby trenerskie odznaczały się skupieniem nad każdym, pojedynczym detalem gry.
Goście byli czujni, wykorzystywali każdy błąd Stelmetu do zdobycia punktów. W pewnym momencie kutniatnie zdołali wyjść na prowadzenie – z dystansu przymierzył Marcin Malczyk. Co prawda mistrzowie Polski zdołali opanować sytuację, przydarzyła się inna bardzo nieprzyjemna sytuacja – z wielkim bólem na ziemię upadł Dee Bost. Amerykanin dłuższą chwilę zwijał się bólu, po czym w asyście sztabu medycznego udał się do szatni. Wypadek zdekoncentrował Stelmet – ostatecznie po 10 minutach prowadzili goście 19:17.
Drugą część spotkania na dobre trójką otworzył Bartłomiej Wołoszyn, wyprowadzając Kutno na 22:19. Dominacja Polfrmeksu pogłębiała się dzięki Kevinowi Johnsonowi – akcje zawodnika pozwolily na najwyższe, pięciopunktowe prowadzenie gości. Na taki stan rzeczy reagować musiał coach Filipovski. Niesamowicie grać zaczął Wołoszyn, który – mimo większej intensywności gospodarzy – łatwo radził sobie w ofensywie. Na szczęście w barwach Stelmetu swój moment znalazł Adam Hrycaniuk – jego dobitki i indywidualne zagrania w pomalowanym pozwalały na zmniejszanie straty. Na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy kutnianie prowadzili 36:31. Potem było już coraz gorzej – seria 8:0 podopiecznych Krysiewicza dała w pewnym momencie 12-punktowe prowadzenie. Ostatecznie wynik po 20 minutach wynosił 43:33 dla gości. Należało się mocno poprawić…
Trzecią odsłonę rozpoczął punktami Gabiński na stan 45:33. Dopiero po 150 sekundach przełamali się gospodarze – z półdystansu zapunktował Łukasz Koszarek. Wydawało się, że rozpocznie to serię gospodarzy, jednak nie pozwolił na to Josh Parker, trafiając zza łuku na 50:39. Ponownie przebudził się Hrycaniuk, dzięki czemu przywrócił zielonogórzanom nadzieję na powrót na prowadzenie. Przy stanie 50:45 trener Krysiewicz poprosił o przerwę techniczną. Niesamowitą kontrą Djurisicia i akcją 2+1 gospodarze doprowadzili do remisu 50:50. Kutnianie grali nieporadnie, bez pomysłu – wykorzystywali to zmobilizowani do gry mistrzowie Polski. Celne rzuty wolne Hrycaniuka dały Stelmetowi prowadzenie 54:50. Finalnie wynik wyniósł 56:52, co znacznie polepszyło syuację gospodarzy.
Ostatnia kwarta stała pod znakiem błędów Polfarmeksu. Kroki, niepotrzebne faule – ilość nieprzemyślanych strat czkawką odbijała się kutnianom. Nie do zatrzymania byli za to zawodnicy Stelmetu, dowodzeni przez Mateusza Ponitkę. Choć udawało się utrzymywać kilkupunktowe prowadzenie, trener Filipovski bynajmniej nie spoczywał na laurach. Czujnie obserwował swoich graczy i kiedy sytuacja tego wymagała, prosił o czas. Na cztery minuty do końca wszystko było jednak pod kontrolą – prowadzenie 71:60 zapewniało gospodarzom komfort gry w końcówce. Takiej różnicy goście nie byli w stanie nadrobić…
Stelmet wygrywa mecz z Polfarmeksem 81:68, dzięki czemu umacnia się na pozycji lidera ekstraklasy.
Stelmet BC Zielona Góra – Polfarmex Kutno 81:68 (19:17, 16:24, 23:9, 25:16)
Stelmet: Mateusz Ponitka 18, Hrycaniuk 16, Djurisic 16, Zamojski 10, Gruszecki 8, Koszarek 7, Borovnjak 4, Szewczyk 2, Bost 0, Marcel Ponitka 0.
Polfarmex: Wołoszyn 12, Johnson 11, Parker 11, Zyskowski 8, Malczyk 8, Fraser 7, Gabiński 7, Jarecki 2, Grochowski 2, Bartosz 0.