Mistrzowski sezon, Stelmet wykuł złoto, Jesteśmy najlepsi, Zastal mistrz. Takie nagłówki serwowały nam media przez ostatnie dni. Nie ma się czemu dziwić, za nami największy sukces w historii zielonogórskiego klubu.
To właśnie w Zielonej Górze mamy najlepszą drużynę koszykarską w kraju. Łzy się w oku kręcą i wiemy, że została zbudowana historia, która pewnie za kilka lat obrośnie w legendy.
Chciałbym jednak cofnąć się w czasie. Niezbyt daleko. Ot niech będzie 21 kwietnia 2013 r. Ostatnia kolejka II Etapu rozgrywek. Stelmet na własnej hali podejmuje PGE Turów Zgorzelec. Gramy tragicznie. Po meczu Łukasz Koszarek w rozmowie z Agatą Zwolak powie: „Boli nas ta porażka. Graliśmy dzisiaj bardzo źle, bez energii. Ciężko cokolwiek powiedzieć po takim meczu. To na pewno nie powinno się wydarzyć, a szczególnie tutaj, przed naszymi kibicami.” To pokazuje tylko jedno, jeszcze niewiele ponad miesiąc temu nie wiedzieliśmy, że czeka nas taki ogromny sukces.
Potem przyszła pierwsza porażka z Czarnymi na własnej hali i byliśmy jeszcze bardziej podłamani. Osobiście uważam, że ćwierćfinał wygraliśmy „ledwo, ledwo”, a przed ostatnim meczem środki na uspokojenie zażywał chyba każdy. Od tego momentu zobaczyliśmy inną drużynę. Stelmet-twierdza. Doskonała obrona zarządzana przez Q. Hosley’a sprawiła, ze nie tylko szybko odprawiliśmy z kwitkiem Koszalin, ale to samo uczyniliśmy w finale z Turowem wygrywając szybko 4-0. To właśnie była ta seria, której naszym zawodnikom brakowało przez cały sezon. Okazuje się, że z piekła do nieba można przejść bardzo szybko, w niewiele ponad miesiąc.
Ten sezon był jednak dla mnie wyjątkowy z innego powodu. Zagraliśmy fantastycznie w Eurocupie. Na początku marzyłem o chociażby jednej wygranej. Potem się okazało, że była nie tylko jedna, ale i awans do „szesnastki”. Dla mnie osiągnęli wtedy więcej, niż własny szczyt. Wspaniałe uczucie oglądając zespół z niewielkiej przecież Zielonej Góry, który łoi drużyny z Aten, Kazania czy Sewilli.
Nie rozczulam się… no może trochę. W przyszłym roku czekają na nas niesamowite mecze, Euroliga, walka o obronę tytułu i to wszystko… już bez Waltera. Muchas gracias y buena suerte. Tutaj zawsze będzie dla Ciebie miejsce.
Radek Sujak
———————————————
Radek Sujak: Kibic, raczej od święta. Piknikowiec, Janusz albo Sezonowiec. Przyjmuje wszystkie określenia od „prawdziwych” kibiców. Żaden tam znawca, ot lubię sobie po meczu obejrzeć statystyki i trochę poanalizować. W kosza kiedyś grałem na plaży i to piłką dmuchaną. Może nie będę źródłem wiedzy specjalistycznej, ale od tego są inni. Jam jest głos trybun, żrących popcorn, popijających colą, ale jak przegrywamy to nie wychodzę przed końcem meczu.