Stelmet był faworytem spotkania z Rosą Radom i nie zawiódł, choć w drugiej kwarcie więcej powodów do radości mieli sympatycy klubu z Radomia. Ostatecznie zielonogórzanie pokazali swoją wyższość i wygrali cały turniej, który niewątpliwie okazał się sukcesem koszykówki w Polsce.
Pierwsza kwarta to obustronna wymiana ciosów. Stelmet od początku grał sporo pod kosz do Adama Hrycaniuka i było widać, że będzie to ważny element taktyki Saso Filipovskiego. Środkowy zielonogórzan zdobył w pierwszej odsłonie pięć oczek, ale popełnił też kilka błędów. Ostatecznie lepsi w tej kwarcie okazali się gracze z Zielonej Góry, po tym jak efektownie wsadem zakończył akcję Quinton Hosley (17-15). W kolejnej części dużo lepiej prezentowali się radomianie. Rosie udało się narzucić swoje tempo i charakterystyczną troszkę zwariowaną grę. Ponadto agresywną obroną wymuszali podobne akcje w szeregach Stelmetu a to już naszym zawodnikom wychodziło dużo gorzej. Co prawda na początku kwarty dwukrotnie „trójką” błysnął Russell Robinson, ale tym samym odpowiedział bardzo groźny w tym spotkaniu Łukasz Majewski. Do tego Danny Gibson zanotował serię pięciu punktów i nagle „z niczego” zrobiło się 26-31. Jeszcze wtedy wynik dla Stelmetu trzymał Hosley, trzykrotnie trafiając zza linii 6,75m. Rosa uciekała jednak co raz bardziej. W obronie dobrze prezentował się Kim Adams a w ofensywie po skutecznych akcjach Michała Sokołowskiego i Gibsona zrobiło się 35-43 i z taką zaliczką obie ekipy udały się do szatni.
Puchar Polski powędrował do Zielonej Góry! (fot. Aleksandra Krystians)
Po przerwie sygnał do ataku dał Przemysław Zamojski, wybrany później MVP tego spotkania. Zaczął od pięknego wjazdu pod kosz, dorzucił trójkę a po dwóch punktach bezbarwnego dziś Jure Lalicia Stelmet notował „run” 7-0 i przegrywał tylko jednym punktem. To już powoli zaczynał być ten zespół, który wygrał 11 spotkań z rzędu a w sobotę rozgromił AZS Koszalin. Spokojne, budowane z pomysłem akcje i szczelna obrona zaczynały być co raz większym problemem dla radomian. Nie przeszkodził w tym nawet piąty faul Lalicia, który w 26 minucie meczu zakończył już swój występ. W międzyczasie udane akcje 2+1 zaliczyli Aaron Cel i Zamojski a potem wszedł Robinson i zrobił swój show. Amerykanin najpierw przymierzył za trzy, potem udanie zakończył wejście pod kosz, żeby ostatecznie trafić równo z syreną kończącą trzecią odsłonę. 55-49 i do Pucharu był tylko jeden mały krok. Początek ostatniej kwarty był jeszcze lepszy. Robinson i Hrycaniuk za dwa, potem Hosley zza 6,75m i w po dwóch minutach przewaga wynosiła już 13 oczek. Niestety wraz z kolejnymi akcjami Stelmet zaczął się nieco gubić. Nieskładne akcje, kończone rzutem za trzy nie mogły przynieść sukcesu a Rosa powoli odrabiała straty i niektórym zaczął przypominać się Koszalin. Po sześciu z rzędu punktach Mike’a Taylora (w tym 4 razy z linii rzutów wolnych) było już tylko 61-67 na dwie i pół minuty do końca gry. W końcówce przypomniał o sobie nasz MVP. Zamojski zdobył pięć punktów a po tym jak Taylor znów zmniejszył przewagę do sześciu oczek błysnął akcją 2+1 i było praktycznie po meczu.
Stelmet zdobył więc pierwszy w historii Puchar Polski, pokazując się z bardzo dobrej strony, mimo ciężko startu w konfrontacji ze Śląskiem Wrocław. Ponadto sam turniej należy ocenić bardzo pozytywnie. Większość ekip podeszła do niego bardzo ambitnie i pokazała kawałek dobrego basketu. Co więcej darmowe transmisje od półfinałów w IPLA.TV z pewnością były miłym ukłonem dla rzeszy fanów. Warto też pochwalić Polsat za realizację meczu finałowego. 12 kamer, efekty slow motion i ciekawe studio z zaproszonymi gośćmi (David Dedek i Bartosz Sarzało) zdały egzamin na piątkę. Być może do końcowego sukcesu zabrakło liczniejszej widowni (co tłumaczy nieco porażka Asseco w ćwierćfinale), ale generalnie Gdynia Basket Cup był lepszą promocją koszykówki niż ktokolwiek się tego wcześniej spodziewał.