To faktycznie był mecz kolejki w Tauron Basket Lidze. Nie Asseco i Turów, tylko Trefl Sopot i Stelmet Zielona Góra zaprezentowali świetne i dramatyczne widowisko. Co najważniejsze, zwycięskie dla zielonogórzan 108:106 po dogrywce.
Trzeba przyznać, że spotkanie Stelmetu z liderem tabeli mogło przyprawić kibiców o wiele nerwów. Stelmet kończył ten mecz bez Waltera Hodge’a, Marcina Sroki, Łukasza Seweryna i Mantasa Cesnauskisa, którzy spadli za pięć fauli. Dodatkowo zielonogórzanie w ostatniej akcji czwartej kwarty nie przypilnowali Filipa Dylewicza, który trafił za trzy i doprowadził do dogrywki. Z kolei w samej dogrywce stalowe nerwy zachowywał Mantas Cesnauskis, który był bezbłędny z linii rzutów wolnych i można powiedzieć, obok Łukasza Seweryna, takim cichym bohaterem gości.
Zaczęło się jednak od prowadzenia 8:2 dla Trefla. Co ciekawe Stelmet rozpoczął to spotkanie z Walterem Hodge’m na ławce, ale oprócz samej taktyki trenera Uvalina wynikało to z perspektywy pojedynku środowego pojedynku w Eurocup w Kubaniu. Potem jednak błysnął Oliver Stević, który świetnie obsługiwany przez partnerów zdobył w pierwszej kwarcie aż 10 punktów, co pozwoliło dogonić ekipę z Sopotu. Niestety potem dwa łatwe wjazdy na kosz Adama Waczyńskiego dały gospodarzom minimalne prowadzenie, którego nie oddali do końca pierwszych 10 minut.
Stelmet pokazał dziś charakter i Trefl po raz pierwszy w sezonie przegrał u siebie
(fot. Aleksandra Krystians)
W drugiej kwarcie obraz gry nie uległ specjalnie zmianie. Gospodarze nieco lepiej radzili sobie w obronie a zielonogórzanie mieli problemy z celnością rzutów. Ciągle jednak Stelmet miał kontakt z rywalem. Walter Hodge, który spudłował cztery pierwsze rzuty w końcu się wstrzelił i po pierwszej połowie miał już 12 oczek. Początek drugiej kwarty należał jednak do Trefla, który po trafieniu Michała Michalaka prowadził 29:21. Dobra gra zmienników (pierwsze trafienie Łukasza Seweryna w barwach Stelmetu i pięć oczek Marcina Sroki) pozwoliła na odrobienie części strat. W dodatku przebudził się grający nieco w cieniu Stevicia Dejan Borovnjak, który miał na koncie 9 oczek. Z drugiej strony nie do upilnowania był jednak Dylewicz (16 punktów po pierwszej połowie) a swoje robił także Frank Turner i do szatni oba zespoły zeszły przy czteropunktowej przewadze Trefla (45:41).
Podobnie jak w meczu z Cajasol Sewilla druga część meczu była lepsza w wykonaniu zielonogórzan. Trzecią kwartę zaczął co prawda trójką Dylewicz, ale pięć kolejnych punktów Stevicia, akcja Hodge’a 2+1 i dwa celne rzuty Borovnjaka pozwoliły dojść gospodarzy na jeden punkty. Ten ostatni poszedł za ciosem i po jego akcji Stelmet wyszedł na prowadzenie 63:62. To obudziło graczy Trefla i po udanych zagraniach Waczyńskiego (24 punkty w meczu) i Piotra Dąbrowskiego (11) miejscowi prowadzili ostatecznie po 30 minutach 70:68.
Ostatnią, choć jak się okazało nie do końca, odsłonę zaczął celnym rzutem za trzy Seweryn. Były gracz Anwilu w kolejnej akcji znów dobrze przymierzył za trzy i było już 72:76. Potem mieliśmy wymianę kosz za kosz. Trójkę trafił Waczyński, odpowiedział Sroka a ostatecznie po kolejnym trafionym rzucie za trzy Stelmet prowadził już 85:79. Celne rzuty osobiste Turnera i Dąbrowskiego pozwoliły gospodarzom na odrobienie strat, ale prowadzenie dla zielonogórzan szybko odzyskał Hodge, który z powodu czterech fauli spędził trochę czasu na ławce rezerwowych. Potem znów był wachlarz emocji. Trafienie Sroki i w odpowiedzi celny rzut Šime Špralji. Na 33 sekundy przed końcem Hodge, świetnie podaje do Borovnjaka i Stelmet ma 2-punktowe prowadzenie, ale w kolejnej akcji Trefla tracimy naszego rozgrywającego. Co prawda faulowany Seweryn (11 punktów, 3/3 za trzy) trafia oba wolne, ale rzut za trzy Dylewicza szczęśliwie wpada i po ciężkich 40 minutach Stelmet musi grać kolejne pięć.
Dogrywka zaczęła się jednak po myśli zielonogórzan. Na parkiecie dominowali Stević (25 punktów w całym spotkaniu) i Borovnjak (24). Niestety nie potrafiliśmy pójść za ciosem. Piąty faul złapał Seweryn a potem Walter Hodge otrzymał faul techniczny za komentowanie z ławki decyzji sędziów. W połowie dogrywki po rzucie Waczyńskiego na tablicy wyników widniał remis 98:98. Potem cztery punkty z rzędu zdobył jednak Borovnjak (98:102). W ostatniej minucie obie ekipy grały nerwowo. Po nie udanej akcji Trefla na wyrównanie faulowany Cesnauskis trafił oba rzuty osobiste i było 100:104. Ostatnie 14 sekund trwało jednak bardzo długo. Wśród gospodarzy obudził się Michał Michalak, który trafił za trzy. Do końca było 8,5 sekundy, ale Stelmet znów miał bezbłędnego Mantasa. Ostatecznie po serii rzutów osobistych zielonogórzanie prowadzili 108:106 a do końcowej syreny brakowało tylko 2,6 sekundy. Po kolejnym faulu Cesnuaskis musiał zejść i na parkiecie pojawił się… Radosław Trubacz. Adam Waczyński trafił jednak tylko jeden rzut wolny, pudłując specjalnie drugą próbę, ale po tym sopocianie nie byli już w stanie zmienić losów tego meczu.
W Stelmecie trzeba pochwalić rewelacyjną postawę trio Hodge-Stević-Borovnjak, które zdobyło łącznie aż 78 punktów. Ważne oczka dorzucili Sroka, Seweryn i Cesnauskis. Trudno oceniać Roba Jonesa, który zagrał niecałe trzy minuty, ale na pewno nieco zawiódł Quinton Hosley. Amerykanin zanotował co prawda 5 zbiórek, ale brak punktów, mimo tylko trzech prób, w ciągu 15 minut trochę dziwi. Z drugiej strony pamiętajmy o środowym spotkaniu w Eurocup.
Trefl Sopot – Stelmet Zielona Góra 106:108 (20:14, 25:27, 25:27, 23:25, dogrywka – 13:15)
Trefl: Filip Dylewicz 28, Frank Turner 24, Adam Waczyński 24, Piotr Dąbrowski 11, Michał Michalak 6, Lorinza Harrington 5, Sime Spralja 4, Marcin Stefański 4, Kurt Looby 0.
Stelmet: Walter Hodge 29, Oliver Stevicć 25, Dejan Borovnjak 24, Łukasz Seweryn 11, Marcin Sroka 10, Mantas Cesnauskis 9, Kamil Chanas 0, Quinton Hosley 0, Rob Jones 0, Radosław Trubacz 0.
Waldemar Krystians