Pierwszy mecz Stelmetu w Eurolidze za nami. Niestety zielonogórzanie musieli przekonać się na własnej skórze jak ciężkie są te rozgrywki i doznali wysokiej porażki z Bayernem Monachium. Potęga z Niemiec zdobyła dziś halę CRS i wygrała 94:73
Od początku spotkania na parkiecie dominowali goście. Zaczęli od prowadzenia 6:0 i grali agresywnie w obronie. Nasi koszykarze podeszli od początku z pełną koncentracją, jednak trzeba przyznać, że dało się odczuć w ich grze pewnego rodzaju stres. Dopiero po ponad trzech minutach pierwsze punkty zdobył Aaron Cel. Przez całe 10 minut Stelmet musiał się ostro namęczyć by dotrzeć do kosza. Już w pierwszej kwarcie na parkiecie zobaczyliśmy Vladimira Dragicevicia, który rozpoczął swój występ od dwóch „oczek”. W ostatniej akcji z dystansu trafił David Barlow i pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 16:23.
Niestety w drugiej części spotkania nie doczekaliśmy się większych zmian na parkiecie. Nie ma co ukrywać, ale Bayern pokazał, że przeważa w każdym elemencie nad zielonogórskim zespołem. Nasi koszykarze mimo chęci i serca pozostawionego na parkiecie nie potrafili postawić się gościom z Niemiec. Momentami wydawało się, że może uda się trochę zniwelować straty, „trójka” Marcina Sroki czy dwie akcje Przemysława Zamojskiego obudziły kibiców, którzy tłumnie zgromadzili się w hali CRS-u, jednak to nie wystarczyło do nawiązania wyrównanej walki.
Wydawało się, że druga połowa będzie wyglądała podobnie do pierwszej. Tymczasem po nie najlepszym początku, Stelmet w ciągu paru akcji odrobił część strat. Punkty Przemysława Zamojskiego, Christiana Eyengi i Adama Hrycaniuka, zmusiły trenera Bayernu, Stevislava Pesicia, o wzięcie czasu. Niemieccy gracze nie zamierzali jednak odpuścić i dalej kontynuowali swoją bardzo dobrą grę. Stelmet popełnił parę błędów, które od razu zostały wykorzystane przez rywala, a przewaga gości ponownie urosła do około 20 punktów. W ostatnich akcjach punkty dorzucili Vladimir Dragicević i Erving Walker, ale Bayern nadal wysoko prowadził i na 10 minut przed końcem spotkania na tablicy widniał wynik 53:68.
Ostatnia kwarta nie przyniosła nam nic dobrego. Ponownie goście zdominowali parkiet. Chyba nikt już nie wierzył na zmianę rezultatu. Nie ma nawet wątpliwości, że dzisiaj lepszy był Bayern. Przede wszystkim prezentował bardzo agresywną obronę, ale także lepiej potrafił skonstruować grę ofensywną, czego efektem jest duża zdobycz punktowa. Mecz zakończył się wynikiem 73:94. Niedosyt po debiucie na pewno pozostał, ale czy można tutaj mówić o dużym rozczarowaniu?
Wiedzieliśmy, że Euroliga to bardzo wysoki poziom, a każda drużyna, z którą zmierzy się Stelmet będzie niezwykle silna. Nie chcę powiedzieć, że słabą postawę naszych koszykarzy zawsze będzie można w pełni usprawiedliwić lepszym przeciwnikiem. Dzisiaj na pewno był to jeden z czynników, ale trzeba także zauważyć, że zielonogórski zespół nie grał zespołowo. Do tego momentami zamiast realizować ustaloną taktykę, to pozwalał sobie na chaotyczną grę, która nie przynosiła pożądanych efektów. Natomiast jednego czego, nie można zarzucić naszym koszykarzom jest brak zaangażowania. Od pierwszej do ostatniej minuty, było widać na twarzach koszykarzy Stelmetu pełną koncentrację i chęć walki.
Stelmet Zielona Góra – Bayern Monachium 73:94 (16:23, 12:25, 23:18, 22:20)
Stelmet: Aaron Cel 7, Erving Walker 11, David Barlow 6, Adam Hrycaniuk 6, Christian Eyenga 2, Vladimir Dragicević 7, Craig Brackins 9, Marcin Sroka 7, Przemysław Zamojski 11, Łukasz Koszarek 7.
Bayern: Chevon Troutman 18, Heikko Schaffartzik 7, Lucca Staiger 3, Nihad Djedović 17, Malcolm Delaney 10, Yassin Idbihi 6, Boris Savović 15, Bryce Taylor 4, John Bryant 13.
fot.Aleksandra Krystians