Rozumiem oczekiwania jakie są związane z moim powrotem, rozumiem, że są naprawdę duże i to zarówno wobec mnie jak i wobec całej drużyny. Najważniejsza rzecz to wygrywanie meczów. I to jest krótka piłka: po to wracam, żeby w tym pomóc – mówi w pierwszej rozmowie po podpisaniu nowego kontraktu ze Stelmetem Zielona Góra kończący wakacje w USA Quinton Hosley.
Quinton Hosley z ojcem, chwilę po otrzymaniu statuetki MVP (fot. Aleksandra Krystians)
Michał Szpak: Co miało decydujący wpływ na to, że wracasz do Zielonej Góry?
Quinton Hosley: Nigdy w karierze nie wracałem jeszcze do drużyny, w której wcześniej grałem. To jest fajny pomysł: wrócić i zagrać o zdobycie następnego mistrzostwa. A kiedy usłyszałem, że Zielona Góra chce mnie z powrotem, pomyślałem, że nadarza się dobra okazja.
Jak podsumujesz swój ostatni sezon w Virtusie Roma?
To był dobry czas, dobrze było znowu zagrać w Italii. Sam pobyt w Rzymie też był świetny. I chociaż pragnieniem każdego sportowca jest wygrywanie mistrzostwa każdego roku, myślę, że – jak na warunki jakie mieliśmy w drużynie – udało nam się osiągnąć sporo. Myślę, że i fani i organizacja docenili to co zrobiliśmy i teraz też chciałbym jeszcze raz podziękować im za to, że dali mi szansę założenia na siebie koszulki ich klubu.
A po pobycie w ciepłym Rzymie jesteś gotowy na ostrą polską zimę, na czapki, szaliki?
Jestem jestem, uwielbiam każdą z czterech pół roku. I dopóki mam kurtkę i buty, będę się czuł dokładnie tak jak wtedy kiedy zimą odwiedzam mój Nowy Jork.
Opuszczasz duży Rzym dla trochę mniejszej Zielonej Góry. Mamy nadzieję, że nie będziesz aż tak bardzo tęsknił za wielkim miastem…
Pewnie czasem zatęsknię, ale takie jest życie, spędziłem tam czas, który odpowiednio wykorzystałem i tyle. Teraz czas na Zieloną Górę a to nie jest tak drogie miasto jak Rzym, więc przynajmniej będę mógł oszczędzać kasę (śmiech).
No właśnie, a jak pamiętasz Zieloną Górę – miasto, fanów?
Fani w Zielonej Górze zawsze głośno komentują to co się dzieje wokół drużyny, czy dzieje się dobrze czy źle, ale są z drużyną na dobre i na złe i mówią o niej z ogromną pasją. Dla mnie miasto samo w sobie może wydawać się bardzo małe (Quinton pochodzi z Nowego Jorku, w którym liczba mieszkańców na koniec 2013 roku wynosiła prawie 8,5 mln mieszkańców, a w nowojorskim obszarze metropolitalnym prawie 20 milionów), ale jest większe niż może się wydawać. No i jest w Zielonej Górze parę fajnych restauracji, do których lubię chodzić. Poza tym są bardzo przyjaźnie nastawieni ludzie.
Zerkałeś do sieci żeby zobaczyć jak radzi sobie Stelmet bez Ciebie?
Tak, sprawdzałem parę razy przez „społecznościówki”. I miałem od czasu do czasu bieżące informacje, „które sprzedawali” mi znajomi i byli koledzy z drużyny.
Czyli masz kontakt z kolegami, z którymi zdobyłeś mistrzostwo w Polsce?
Pogadałem raz z Oliverem (Stevicem) przez telefon. Mam też kontakt z Walterem Hodge’em, zresztą reprezentuje nas ta sama agencja.
Teraz będziesz miał nowego trenera i sporą grupę nowych kolegów, były już jakieś rozmowy przez telefon?
Na razie była tylko krótka rozmowa telefoniczna z trenerem.
24 godziny po „bombie” jaką był kontrakt z Tobą, drużyna podpisała drugą ważną umowę, z Chevonem Troutmanem z euroligowego Bayernu Monachium. Poznałeś Chevona? Kojarzysz go? Możesz cokolwiek na jego temat powiedzieć?
Niestety, nie znam Chevona, do tej pory nie miałem okazji go poznać.
W Zielonej Górze jesteś uznawany za supergwiazdę… Czy w związku z tym czujesz na sobie jakąś większą presję, którą może być trudno znieść?
Rozumiem oczekiwania jakie są związane z moim powrotem, rozumiem, że są naprawdę duże i to zarówno wobec mnie jak i wobec całej drużyny. Najważniejsza rzecz to wygrywanie meczów. I to jest krótka piłka: po to wracam, żeby w tym pomóc.
Rozmawiał: Michał Szpak
źródło: www.basketzg.pl