Stelmet Zielona Góra i Turów Zgorzelec to już derby! Każdy mecz tych ekip to walka i ogromne emocje. Nie inaczej było dziś. Po zaciętym pojedynku w Zgorzelcu, zielonogórzanie dzięki trójce Marcina Sroki, trafionej równo z końcową syreną, wygrali 91-89!
Początek meczu należał zdecydowanie do ekipy z Zielonej Góry, która zagrała osłabiona brakiem kontuzjowanego Olivera Stevicia. Stelmet rozpoczął szybko i z pomysłem. Po dwóch udanych akcjach Dejana Borovnjaka i trójce Quintona Hosley’a zielonogórzanie prowadzili 9-4. W dalszych minutach pierwszej kwarty obraz gry nie uległ zmianie. Turów tracił piłkę, pudłował i Stelmet po trafieniu Łukasza Seweryna wygrywał już 21-12. W końcówce pierwszej odsłony gospodarze zacieśnili nieco obronę a w ataku rozszalał się Aaron Cel, który zdobył kolejno osiem punktów i zmniejszył prowadzenie gości do czterech punktów.
W drugiej kwarcie wydawało się, że Turów pójdzie za ciosem, gdyż po dwóch minutach i akcjach Djordje Micicia i Cela wynik brzmiał 23-23. Potem jednak Stelmet znów wrócił do swojej ułożonej gry w ataku, wspartej niezłą obroną, ale także i błędami gospodarzy. Po trójkach Waltera Hodge’a i Marcina Sroki zielonogórzanie odskoczyli na osiem punktów przewagi. Właśnie rewelacyjna, 53,8-procentowa skuteczność za trzy w pierwszych dwudziestu minutach miała spore znaczenie w tym, że zielonogórzanie z łatwością utrzymywali taką przewagę. Kolejne trójki padły łupem Hosley’a i Zbigniewa Białka, który zanotował dobry fragment, zdobywając w krótkim odstępie czasu pięć punktów. Na pół minuty przed końcem drugiej kwarty z półdystansu trafił Kamil Chanas i Stelmet osiągnął najwyższe w spotkaniu 12-punktowe prowadzenie (46-34).
Takiego Quintona Hosley’a jak w Zgorzelcu chcielibyśmy oglądać zawsze (fot. Aleksandra Krystians)
Trzecie odsłona początkowo przypominała większość drugiej kwarty, gdyż zespół z Zielonej Góry pewnie utrzymywał całkiem sporą jak na taki mecz przewagę. Gospodarze grali jednak coraz bardziej agresywnie a w dodatku w końcu odzyskali skuteczność. Po trójce mającego świetny sezon Michała Chylińskiego było tylko 50-54. Kolejny celny rzut zza linii 6,75 dorzucił następnie David Jackson a wspomniany Chyliński wyprowadził swój zespół na prowadzenie 56-55 na niespełna trzy minuty przed końcem. Ostatecznie wydawało się, że Stelmet jednak zakończy ten fragment zwycięsko (celna trójka Hosley’a na 19 sekund przed końcową syreną), ale udana akcja Jacksona w momencie gdy zegar wskazywał na pięć sekund do zakończenia kwarty, przeważyła na stronę Turowa (65-64).
W ostatniej kwarcie gospodarze zdecydowanie lepiej bronili, a Stelmet popełniał proste błędy. Na domiar złego gracze Turowa coraz łatwiej wypracowywali sobie wolne pozycje, choć jeszcze brakowało skuteczności. Na trzy i pół minuty przed końcem po trafieniu Ivana Opacaka było 77-72. Ten sam gracz zdobył chwilę potem punkty po rzucie za trzy a jego wyczyn skopiował Chyliński. Sześć oczek przewagi na minutę i osiem sekund do końca meczu to nie była dobra sytuacja dla zielonogórzan. Na szczęście pomógł czas wzięty przez Mihailo Uvalina. Łatwe punkty Borovnjaka i Mantasa Cesnauskisa (po przechwycie na połowie Turowa) spowodowały odrobienie czterech punktów w 22 sekundy. Potem w tylko sobie znany sposób punkty zdobył Walter Hodge, a że był faulowany to dorzucił oczko z osobistych i na 40 sekund przed końcem wynik brzmiał 87-86.
Akcja Turowa nie przyniosła zdobyczy a faulowany potem Hosley trafił dwa osobiste i na 14 sekund do zakończenia meczu to zielonogórzanie prowadzili. Niestety gospodarze odpowiedzieli świetną akcją Piotra Stelmacha, który niczym rok temu w playoff w Słupsku wszedł pod kosz i zdobył punkty, gdy zegar wskazywał 1,5 sekundy do końca meczu… Potem jednak było to, o czym mówi już cała koszykarska Polska. Po czasie wziętym przez trenera gości piłka trafiła do Marcina Sroki, który równo z syreną rzutem za trzy zapewnił zwycięstwo Stelmetowi. Szaleństwo w zielonogórskiej ekipie i wśród licznie przybyłych kibiców z Zielonej Góry, nie miało końca.
Zwycięski rzut Sroki
Ostatecznie dzięki tej wygranej Stelmet zajął drugie miejsce w tabeli po pierwszej rundzie rozgrywek. Do pierwszej lokaty zabrakło 16-punktowego zwycięstwa w Zgorzelcu albo wygranej z Rosą, Kotwicą czy Polpharmą. Nie ma to już jednak znaczenia, gdyż teraz przed zielonogórzanami etap 1-6, gdzie oprócz Turowa zagrają Asseco Prokom Gdynia, Trefl Sopot, Anwil Włocławek i Energa Czarni Słupsk.
A wracając do meczu w Zgorzelcu warto podkreślić wkład wszystkich graczy, wśród których na czoło wybija się jednak Quinton Hosley. Amerykanin zagrał tak jak zawsze od niego oczekiwano, zdobywając 24 punkty, trafiając 5/6 za dwa, 4/7 za trzy. Do tego dorzucił 6 zbiórek, 6 asyst i 5 przechwytów. Swoje zdobył Walter Hodge (18 punktów) a 15 oczek i 3/6 za trzy zanotował bohater Marcin Sroka. Ważne 18 punktów miał także Dejan Borovnjak. W ekipie Turowa najlepiej punktowali Cel (19) i Chyliński (18). Oba zespoły zagrały na bardzo dobrej skuteczności z gry, trafiając po 60 procent rzutów za dwa i ponad 40 za trzy. Co prawda gospodarze wygrali walkę na desce (34-27), ale zielonogórzanie popełnili mniej strat i analogicznie mieli więcej przechwytów.
Przed nami więc faza 1-6. Pierwszy mecz Stelmet rozegra 13 marca, a rywalem w hali CRS będzie Anwil Włocławek.