Po meczu Stelmet – Asseco rozmawiamy z Przemysławem Zamojskim, który skomentował dzisiejsze spotkanie i zasugerował, że być może w przyszłym sezonie pojawi się w Zielonej Górze, już jako gracz Stelmetu.
Przemysław Zamojski (fot. Aleksandra Krystians)
Przemysław Zamojski po meczu zadowolony z siebie? Indywidualnie rozegrał Pan dobre spotkanie.
Przemysław Zamojski: Nie do końca. Mogło być dużo lepiej z mojej strony. Myślę, że w kluczowych momentach pod koniec III kwarty, gdzie wynik oscylował w granicach 2-4 punktów zabrakło „dobicia” naszego przeciwnika i przekroczenia granicy kilkupunktowej przewagi. Łukasz Koszarek w decydującym momencie trafił niesamowite rzuty. To przeważyło szalę zwycięstwa na korzyść Stelmetu.
Gdyby nie słaba I kwarta wygralibyście ten mecz.
Myślę, że tak ale cieszy nas nasza postawa, że potrafimy podnieść się po tym, gdy przegrywamy różnicą nawet dziesięciu punktów. To cieszy, że mamy charakter, gramy do końca i nie poddajemy się.
Gra z waszej strony była bardzo agresywna. Było dużo fauli i przepychanek. Chcieliście sprowokować graczy Mihajlo Uvalina?
W takim meczu zawsze jest dużo przepychania i bicia się łokciami. To jest część gry, chociaż nie wszystko, bo nie wszystko widzą sędziowie. Ale dzisiaj z pojedynku na łokcie to my wyszliśmy przegrani.
Bez Łukasza Koszarka w składzie to jak bez kciuka u dłoni?
Myślę, że tak. To był nasz mózg drużyny. On kontrolował tempo gry. Uspokajał nasze akcje, a kiedy trzeba było to przyśpieszał grę na boisku. Z jednym rozgrywającym, Tomaszem Śniegiem ciężko się gra. Nie mamy dla niego zmiennika i my z Mateuszem [Ponitką] musimy sobie pomagać na pozycji numer 1. To nas kosztuje więcej sił, przez co gra staje się dla nas cięższa.
Jak atmosfera w drużynie? Wokół Asseco Prokomu jest teraz potężna burza kadrowa. Nie ma już z wami Jarela Blassingame’a i Łukasza Koszarka. Jak to na was wpływa?
Postanowiliśmy się trzymać razem i nie zwracać uwagi na spekulacje medialne. Chcieliśmy być drużyną i wygrywać na boisku. Myślę, że do tej pory nam się to udaje, choć wpadliśmy teraz w delikatny dołek. Niektórzy się śmieją, że przegraliśmy trzy mecze z rzędu. To boli, bo dwa mecze były naprawdę zacięte i toczyły się do ostatniego gwizdka. Mogliśmy z nich wyjść zwycięsko i teraz zupełnie inaczej mogła wyglądać nasza sytuacja w tabeli. Ale cieszymy się, że jest dużo walki i jeszcze na pewno wyrwiemy kilka zwycięstw w „szóstkach”.
To prawda, że jedną nogą był Pan w Stelmecie Zielona Góra?
Prawda. Było bardzo blisko do podpisania kontraktu. Transfer nie doszedł do skutku ale już tego nie rozpatruję. Jestem człowiekiem, który nie ogląda się za siebie. Ten sezon dokańczam w Asseco Prokomie Gdynia. I z tą drużyną będę chciał osiągać jak najlepsze wyniki.
A przy podpisywaniu kontraktów na przyszły sezon będzie miał Pan nazwę Stelmet gdzieś z tyłu głowy?
Myślę, że nawet z przodu głowy. Stelmet to klasowy zespół, główny faworyt do mistrzostwa Polski w tym roku.
A w przyszłym? Z Przemysławem Zamojskim na pokładzie?
Zobaczymy. W tym sezonie zostało jeszcze sporo spotkań i na nich musimy się skupić.
Rozmawiał Paweł Mytlewski (Radio ESKA)