Piękniej być już chyba nie mogło! Stelmet odniósł trzecie zwycięstwo z rzędu nad PGE Turowem, pokonując zgorzelczan 82:78. Nie brakowało głośnego dopingu i koszykarskich emocji na najwyższym poziomie. To w końcu finały Tauron Basket Ligi!
Atmosferę można było już wyczuć przed halą, gdzie zebrali się kibice, którzy nie zdążyli zakupić biletów, aby wspólnie obejrzeć pojedynek numer trzy na rozstawionym telebimie. W hali było jeszcze goręcej. Trybuny wypełniły się po brzegi, a co najważniejsze usłyszeliśmy tak głośny doping, jakiego dawno w tej hali nie było, o ile taki kiedykolwiek był. Podczas prezentacji zobaczyliśmy ciekawą oprawę, na której kapitan Stelmetu Kamil Chanas trzyma w ręce puchar ekipy Mistrzów Polski. Kilka minut później miało rozpocząć się wyczekiwane przez wszystkich spotkanie Stelmetu z Turowem.
Pierwszy gwizdek sędziego i piłka poszła w górę. Wydawało się, że mecz będzie wyrównany, jednak szybko goście zaczęli budować przewagę. Turów przeważał na parkiecie, nie dlatego, że był taki silny, lecz to zielonogórzanie mieli bardzo słaby początek. Tracili piłki, oddawali niecelne rzuty, nawet czy z czystych pozycji. Na szczęście ekipa ze Zgorzelca także popełniała błędy, więc nie była w stanie wyjść na wyższe, niż kilku punktowe prowadzenie. Po pierwszej kwarcie prowadzili 19:16. Tragedii nie było, a wśród kibiców także panował spokój.
Druga kwarta nie była najlepszym widowiskiem sportowym. Jeżeli ktoś uważał, że w pierwszej części meczu oglądaliśmy wiele strat i niepotrzebnych błędów, to ciekawe co powiedział o tej kwarcie. Początek był wręcz tragiczny. W Stelmecie punktował jedynie Walter Hodge, jednak za sprawą rzutów osobistych. Tę nieciekawą serię przełamał Ivan Opacak, który dwukrotnie nie pomylił się przy rzutach z półdystansu, a następnie skutecznie zakończył akcję pod koszem. Koszykówkę przypominającą walkę o najwyższe cele zobaczyliśmy dopiero na sam koniec, kiedy Piotr Stelmach trafił dwie „trójki”, a zielonogórzanie odpowiadali celnymi dwupunktowymi trafieniami. Chyba nie muszę opisywać, jaka panowała atmosfera na trybunach, gdy Stelmach zdobywał punkty. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 35:40.
Jeszcze tylko jedno zwycięstwo! (fot. Aleksandra Krystians)
Po przerwie zobaczyliśmy odmieniony Stelmet. O tym fragmencie gry mogłabym się rozpływać bez końca. Agresywna obrona, świetne przechwyty, koncentracja, skuteczny atak, punkty z obwodu i spod kosza, efektowne akcje. To tylko część tego co miało miejsce na parkiecie. Trzeba podkreślić, że w trzeciej kwarcie obudził się Łukasz Koszarek, przestał gubić piłki, a zaczął wykonywać swoje zadania w 100%. Pomogła mu przy tym cała ekipa i na 10 minut przed końcem meczu prowadziliśmy już 66:56.
Wydawało się, że zwycięstwo jest już naprawdę blisko. Nic bardziej mylnego. Wystarczyła chwilka dekoncentracji, a Turów powrócił do gry. Nadgonił Stelmet i nawet na chwilkę wyszedł na prowadzenie. Nie trwało to jednak długo i zielonogórzanie zmobilizowani przez niezwykle głośnych kibiców zrehabilitowali się za słaby początek czwartej kwarty i wygrali mecz 82:78.
Nie chcę wyróżniać pojedynczych zawodników, ponieważ uważam, że na ten sukces zapracował cały zespół. Dzięki temu Stelmet prowadzi z PGE Turowem Zgorzelec 3-0 i do zdobycia mistrzowskiego tytułu pozostało tylko jedno zwycięstwo. Kto wie, może już w niedzielę będziemy świętować razem z naszą drużyną złoty medal…
fot.Aleksandra Krystians
Agata Zwolak