Zwycięstwo Stelmetu w drugim spotkaniu fazy playoff stało się faktem. Po niedzielnym meczu, każdy był pełen obaw, ale zielonogórscy koszykarze znaleźli sposób na szybką poprawę swojej gry. Dzięki temu pokonali Energę Czarnych Słupsk 87:77.
Najgłośniejszą sprawą przed dzisiejszym meczem był Walter Hodge i jego zawieszenie przez zielonogórski klub. Wiele osób zastanawiało się, jak cała ekipa poradzi sobie bez Portorykańczyka. Jak widać, poradziła sobie bardzo dobrze. Hodge oglądał mecz z trybun, a na parkiecie inni zawodnicy pokazywali, jak powinno grać się w tak ważnej części sezonu, czyli z energię, zaangażowaniem i wolą walki.
Zacznijmy od początku. Gospodarze bardzo dobrze rozpoczęli spotkanie i już po kilku skutecznych akcjach wyszli na kilkupunktowe prowadzenie, którego, jak się później okazało, nie oddali do końca spotkania. Czarni nie prezentowali się już tak dobrze, jak w niedzielę. Po pierwsze ich obrona nie była wystarczająco skuteczna, a po drugie nie rzucali już tak dobrze. Stelmet starał się wykorzystywać wszystkie błędy przeciwnika, a także grać poukładaną i mądrą koszykówkę. Efektem tego było prowadzenie po pierwszej kwarcie 25:19.
Druga część spotkania jeszcze bardziej utwierdziła nas w przekonaniu, że dzisiaj Stelmet prezentuje swoje lepsze oblicze. W ofensywie, każdy z naszych graczy potrafił dorzucić ważne punkty, a w obronie, nie było to jeszcze mistrzostwo, ale pozwalało zatrzymać przeciwnika. Wydawało się, że goście są zdziwieni i zdezorientowani postawą zielonogórzan, przez co zaczęli grać nerwowo. Piłka coraz rzadziej wpadała im do kosza. Stelmet miał wtedy okazję żeby powiększyć przewagę i po 20 minutach prowadził już 48:34.
Kryzys pojawił się po przerwie. Zielonogórska ekipa przez dwie minuty nie potrafiła zdobyć jakichkolwiek punktów. Podupadła także obrona, przez co rywale zaczęli nadrabiać straty. Na szczęście, passę przełamał kapitan Kamil Chanas, który zdobywając sześć „oczek” przywrócił całą ekipę do formy sprzed przerwy. Goście jednak nie poddali się i chcieli walczyć dalej. Wyniknęło z tego kilka nieprzyjemnych sytuacji na parkiecie, oglądaliśmy wiele przewinień i rzutów osobistych. Po trzeciej kwarcie zielonogórzanie w dalszym ciągu prowadzili 67:52.
Chociaż czasu było jeszcze bardzo dużo, to zwycięstwo wydawało się być naprawdę blisko. W obliczu dobrej gry naszego zespołu, nie spodziewaliśmy się nagłego załamania formy. Zawodnicy też chyba pomyśleli już o wygranej i stracili koncentrację. Pozwolili Czarnym zbliżyć się, jednak pod koniec nie pozwolili wyrwać sobie zwycięstwa. Mecz zakończył się wynikiem 87:77, a oznacza to, że w rywalizacji jest 1-1.
Ciężko powiedzieć, kto dzisiaj był najlepszy. Prawie każdy z naszych zawodników pokazał się z dobrej strony i dołożył cegiełkę do tej niezmiernie ważnej wygranej. Kolejne bardzo dobre spotkanie zanotował Quinton Hosley. W najważniejszej części sezonu, Amerykanin prezentuje świetną formę rzutową, a także jest bardzo pomocny w obronie. Zdobył 18 punktów i był pierwszym strzelcem Stelmetu. Tyle samo „oczek” zapisał na swoim koncie Oliver Stević, który dzielnie walczył pod tablicami, nie tylko w ofensywie. Często zbierał piłkę, a także dwukrotnie zablokował przeciwników. Warto także wspomnieć o Kamilu Chanasie. Kapitan po kilku słabszych występach, wreszcie zaprezentował swoje umiejętności i jak na lidera przystało, potrafił wnieść wiele energii do gry całej ekipy. Podczas nieobecności Hodge’a, na pozycji rozgrywającego grali Łukasz Koszarek i Mantas Cesnauskis. Pierwszy z nich po raz kolejny udowodnił, że jego transfer do Zielonej Góry był jedną z lepszych decyzji w tym sezonie. Zaliczył double-double, zdobywając 11 punktów i 10 asyst. Natomiast Cesnauskis, którego nie mieliśmy okazji ostatnio za dużo oglądać, wykorzystał swoją szansę na grę. Spisał się bardzo dobrze i pokazał, że częściej powinien wchodzić na boisko. Nie można także zapomnieć o Łukaszu Sewerynie i Marcinie Sroce, którzy zostawili dużo serca na parkiecie i także pomogli zespołowi odnieść to zwycięstwo.
Na koniec chciałabym wspomnieć o innej bardzo pozytywnej sprawie. Chodzi o ławkę rezerwową i sztab szkoleniowy. Znowu zobaczyliśmy, jak meczem żyje cała drużyna, a nie tylko piątka zawodników przebywających na parkiecie. Mihailo Uvalin ponownie skupił się na motywowaniu swoich podopiecznych, a nie na dyskusjach z sędziami.
To dobry prognostyk przed kolejnymi spotkaniami z Energą Czarnymi Słupsk. Teraz nasz zespół wybierze się na północ Polski, gdzie na trudnym terenie postara się zapewnić awans do półfinałów. Czy to się uda, przekonamy się już w piątek i w niedzielę.
Agata Zwolak