Za nami pierwsze spotkanie w ramach drugiej rundy fazy playoff, w którym Stelmet pokonał AZS Koszalin 85:80. Po zaciętej walce, zielonogórscy koszykarze prowadzą w tej serii 1-0 i potrzebują jeszcze dwóch zwycięstw nad tą ekipą.
Wiele osób uważało, że AZS już na starcie nie ma szans na powalczenie ze Stelmetem. Mimo to, teoretycznie słabsi akademicy nie zamierzali się poddać i w pierwszej połowie przeciwstawili się gospodarzom. Dzięki temu, przez 20 minut wynik był bliski remisu, a o prowadzeniu decydowały pojedyncze rzuty. Niestety ta część spotkania nie dostarczyła nam zbyt wielu emocji, ponieważ gra obu ekip mocno odstawała od ideału. Nie obeszło się bez strat i niepotrzebnych przewinień. Cały czas troszkę lepiej radzili sobie zielonogórzanie, którzy grali z lepszą skutecznością.
Dopiero w trzeciej kwarcie, gospodarze wzięli się do roboty i dzięki lepszej defensywie i dobrej grze w ataku szybko wyszli na kilkunastopunktowe prowadzenie. Coraz lepiej wychodziły także rzuty dystansowane i wydawało się, że przewaga będzie cały czas rosła. Tymczasem pod koniec tej kwarty rozpoczęła się seria bardzo dziwnych wydarzeń. Nie do końca mogę je skomentować, ponieważ dużej części z nich po prostu nie zrozumiałam. Najpierw faul niesportowy Olivera Stevicia, następnie Marcina Sroki, a na koniec jeszcze Seka Henry’ego. Zobaczyliśmy wiele rzutów osobistych, aż skończyła się kwarta. Na 10 minut przed końcem spotkania, nasi koszykarze prowadzili przewagą 15 punktów i zwycięstwo było już blisko.
Chyba tak samo pomyśleli już koszykarze, którzy zdekoncentrowali się i po dwóch skutecznych akcjach Mantasa Cesnauskisa i Waltera Hodge’a, zaczęła się niezmiernie „pasjonująca” gra. Zielonogórscy gracze w ataku albo gubili piłki, albo nie trafiali do kosza, natomiast w obronie bez przerwy faulowali, a my co chwilę oglądaliśmy rzuty wolne graczy z Koszalina. Do tego AZS dorzucił kilka punktów z gry i znacznie zbliżył się do gospodarzy. Na szczęście udało się do końca utrzymać przewagę. Stelmet wygrał 85:80 i w serii z Koszalinem prowadzi 1-0.
Dzisiaj jednym z najjaśniejszych punktów w Stelmecie był Quinton Hosley. Amerykanin podkreślał od dawna, że już nie może doczekać się decydującej fazy playoff. W ostatnich meczach w jego grze widać zaangażowanie, agresję i chęć zwycięstwa, a tego efektem jest wiele akcji, które nie tylko są bardzo pomocne całej ekipie, ale także są efektowne i podrywają całą zielonogórską publiczność.
Na koniec wspomnieć o Robie Jonesie, który po kilku miesiącach powrócił do naszego miasta. Pokazał się z dobrej strony notując 10 punktów i cztery zbiórki, a kibicie przypomnieli sobie, kogo brakuje w naszej ekipie i głośno przywitali go w hali.
Można by powiedzieć „oby tak dalej” i faktycznie chcę obejrzeć jeszcze dwa zwycięstwa w półfinale. Jednak chciałabym, aby te mecze były na wysokim koszykarskim poziomie, czego dzisiaj momentami brakowało. Zespoły mają dwa dni na zregenerowanie się i przygotowanie do kolejnego spotkania, które będzie już we wtorek o godzinie 19.00
Punkty dla Stelmetu zdobyli: Oliver Stević 6, Kamil Chanas 3, Quinton Hosley 20, Walter Hodge 16, Mantas Cesnauskis 6, Marcin Sroka 7, Dejan Borovnjak 14 (10 zb.), Łukasz Koszarek 13.
Punkty dla AZS-u zdobyli: Mateusz Bieg, Paweł Leończyk 14, Sek Henry 10, Bartłomiej Wołoszyn 6, Łukasz Wiśniewski 18, Rob Jones 10, Darrell Harris 11 (10 zb.), Igor Milicic 7, Artur Mielczarek 4.
Agata Zwolak