W dzisiejszym meczu sensacja była bardzo bliska. Nikt nie spodziewał się innego wyniku niż zwycięstwa Stelmetu, tymczasem Asseco postawiło twarde warunki i walka toczyła się do ostatniej sekundy. Na szczęście zielonogórzanie wygrali 71:70 i dopisali na swoje konto kolejne zwycięstwo.
Początek spotkania nie był najlepszy w wykonaniu Stelmetu. Gospodarze nie podeszli do tego spotkania z taką intensywnością, jak oglądaliśmy to wiele razy w tym sezonie. Zielonogórzanie popełniali proste błędy, tracąc niepotrzebnie piłki, czy oddając wiele niecelnych rzutów. Na szczęście defensywa gości nie była tak agresywna, żeby w pełni zatrzymać Stelmet. Nasi koszykarze potrafili trafić zza linii 6,75m a także punktowali pod koszem. Jednak gracze Asseco byli bardzo waleczni i za wszelką cenę walczyli o każdą piłkę. Na koniec kwarty, za trzy punkty trafił Filip Matczak i niespodziewanie po 10 minutach zielonogórski zespół przegrywał 22:25.
Druga partia meczu była już troszkę lepsza. Chociaż Asseco poczuło się pewniejsze i grało coraz bardziej agresywnie, to zielonogórzanie wreszcie zaczęli pokazywać więcej dobrej koszykówki. Wielu graczy dorzuciło ważne punkty i udało się odzyskać prowadzenie. Asseco nie pozwalało jednak odskoczyć zielonogórzanom, a najbardziej dbał o to Piotr Szczotka, który jako jedyny potrafił przebić się przez lepszą obronę gospodarzy. Ostatecznie po pierwszej połowie Stelmet prowadził 37:33, ale wiadomo było, że o końcowym wyniku zadecydują kolejne kwarty.
Walki nie brakowało (fot. Aleksandra Krystians)
Wreszcie doczekaliśmy się dominacji Stelmetu. Po tym, jak przed 20 minut oglądaliśmy zacięty mecz, tak teraz zielonogórzanie szybko zdobyli kilka punktów, a o czas musiał prosić David Dedek. Jednak goście nie zamierzali odpuszczać. Doszło nawet do agresywnego starcia Piotra Szczotki i Chrisitana Eyengi, na szczęście sytuacja została szybko opanowana. Można było odczuć nerwową atmosferę. Niestety nie mogło być do końca tak dobrze. Asseco postawiło trudne warunki i zaczęło odrabiać straty, a przy ponownie słabszej grze gospodarzy, nie mieli z tym większych problemów. Na koniec trzeciej kwarty Stelmet prowadził zaledwie 54:53.
Ostatnia kwarta była bardzo nerwowa. Żadna z ekip nie potrafiła przejąć prowadzenia i zdominować parkietu. Obydwie walczyły punkt za punkt, a ich gra była chaotyczna. Cały czas minimalną przewagę miał jednak Stelmet, aż w połowie kwarty Łukasz Seweryn trafił kolejny raz z dystansu i wyprowadził Asseco na dwupunktowe prowadzenie. O czas szybko poprosił Mihailo Uvalin. Nasi koszykarze zaliczyli dwie skuteczne akcje, szybko jednak odpowiedzieli goście. Emocje towarzyszyły nam do ostatnich sekund. Christian Eyenga nie trafił niezwykle ważnych rzutów osobistych, na szczęście ostatnia „trójka” Seweryna okazała się niecelna. Stelmet po trudnej walce pokonał Asseco Gdynię 71:70.
Jeśli mamy za coś pochwalić dziś zielonogórzan, to jedynie za zwycięstwo. Trzeba jednak przyznać, że nasi koszykarze mieli więcej szczęścia niż rozumu. Dziś Stelmet zagrał zdecydowanie poniżej swoich możliwości. Faktycznie, zawodnicy po utrudnionej podróży z Włoch mają prawo być zmęczeni, ale na pewno nie mają prawa lekceważyć przeciwnika. Nie ukrywajmy, ale od początku meczu nasza ekipa nie była skoncentrowana i nie dawała z siebie 100% na parkiecie.
Miejmy nadzieję, że zielonogórski zespół wyciągnie wnioski i w następnych spotkaniach zostawi więcej serca na parkiecie, aby nie doprowadzić do takiej końcówki, w której decyduje łut szczęścia.
Stelmet Zielona Góra – Asseco Gdynia 71:70 (22:25, 15:8, 17:20, 17:17)
Stelmet: Vladimir Dragicević 11, Przemysław Zamojski 11, Łukasz Koszarek 11, Adam Hrycaniuk 8, Christian Eyenga 8, Kamil Chanas 6, Aaron Cel 5, Erving Walker 4, Craig Brackins 4, Marcin Sroka 3.
Asseco: Fiodor Dmitriew 15, A.J. Walton 14, Piotr Szczotka 13, Łukasz Seweryn 9, Przemysław Franuskiewicz 9, Maksim Kovacević 5, Filip Matczak 3, Sebastian Kowalczyk 2, Roman Szymański 0.
fot.Aleksandra Krystians