Zielonogórscy koszykarze nie sprawili nam prezentu na święta w postaci wygranej w Zgorzelcu. Wręcz przeciwnie, rozegrali bardzo słaby mecz i ostatecznie ulegli w pojedynku z Turowem 73:96.
Pamiętając spotkania Stelmetu w hali w Zgorzelcu z zeszłego sezonu oraz ostatni pojedynek z Olympiacosem, wielu z nas podeszło do tego spotkania pozytywnie nastawionych. Niestety szybko musieliśmy zmienić nasze nastroje. Zielonogórzanie od pierwszych minut prezentowali się na parkiecie bardzo słabo. Za trzy punkty trafił Łukasz Koszarek, a potem długo, długo nikt nie był w stanie zdobyć kolejnych punktów. Przy stanie 12:3 o czas poprosił Mihailo Uvalin. Co prawda kilka akcji skutecznie zakończył Aaron Cel, a później z dystansu trafił Przemysław Zamojski, jednak to nie wystarczyło do nawiązania wyrównanej walki z Turowem. Trzeba przyznać, że zgorzelczanie byli dzisiaj niezwykle skuteczni. W pierwszej kwarcie trafili osiem na dziewięć rzutów z gry, a także nie mylili się na linii rzutów osobistych. Problemem naszych zawodników stała się nie tylko słaba skuteczność i chaos w ataku, ale także przewinienia, które były odgwizdywane przez arbitrów przy każdej możliwej okazji. Pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 31:16, a każdy z nas czekał na przebudzenie zielonogórzan w drugiej partii meczu.
Niestety, nic bardziej mylnego. Kolejne 10 minut w wykonaniu naszych koszykarzy wyglądało równie słabo, za to Turów kontynuował swoją skuteczną grę. Pojedyncze punkty zdobywali różni gracze Stelmetu, jednak żaden nie potrafił poprowadzić całej ekipy do lepszej walki i próby zbliżenia się do przeciwnika. Mihailo Uvalin dwukrotnie prosił o czas, jednak to także nie wpłynęło na poprawę gry. Po pierwszej połowie Turów prowadził 50:30.
Tym razem kibice Turowa więcej dużo powodów do radości (fot. Aleksandra Krystians)
Najwięksi optymiści wierzyli, że po przerwie wynik odwróci się do góry nogami. Nic bardziej mylnego. Stelmet cały czas nie potrafił odnaleźć się na parkiecie. Momentami zielonogórzanie potrafili postraszyć i zatrzymać Turów, jednak były to tylko pojedyncze akcje. W całym pojedynku od początku dominowali gospodarze i nawet nie myśleli, aby mogło to się zmienić. Przy wysokim prowadzeniu, ekipa ze Zgorzelca mogła grać spokojnie, a w efekcie nie miała większych problemów z celnymi rzutami zarówno spod kosza jak i na dystansie. Na 10 minut przed końcem meczu, przewaga Turowa wynosiła 23 punkty, a wszelkie nadzieje o zwycięstwie oddalały się coraz bardziej.
Ostatnia partia meczu niczym nie różniła się od tych poprzednich. Gospodarze czuli już, że odniosą zwycięstwo i grali na luzie. Popełniali niepotrzebne błędy spowodowane dekoncentracją, jednak cały czas trzymali Stelmet na dystans i nie pozwolili zmniejszyć swojej wysokiej przewagi. Mecz zakończył się wynikiem 96:73, który pokazuje, jak wielka była dziś różnica poziomów tych obu drużyn.
Ciężko powiedzieć coś pozytywnego po tym spotkaniu. Zielonogórski zespół, przez 40 minut, pokazał taką grę jakiej dawno nie widzieliśmy. Jeszcze trzy dni temu, oglądaliśmy całkowicie inny zespół, który walczył, zostawiał serce na boisku i miał pomysł na grę. Dziś, zarówno akcje w ataku, jak i gra w defensywie, wyglądały chaotycznie. O ile słabszy mecz jednego czy dwóch graczy można zrozumieć, to taką postawę całej ekipy ciężko zrozumieć. Nie dość, że zielonogórzanie źle weszli w ten mecz, to jeszcze nie potrafili przełamać się i odbudować. Dziś Turów zdecydowanie zasłużył na to zwycięstwo, natomiast Stelmet musi wyciągnąć wnioski, aby nie przytrafiało się więcej tak fatalnych spotkań.
PGE Turów Zgorzelec – Stelmet Zielona Góra 96:73 (31:16, 19:14, 23:20, 23:23)
Turów: Łukasz Wiśniewski 19, J.P. Prince 18, Filip Dylewicz 16, Tony Taylor 12, Damian Kulig 10, Ivan Zigeranović 8, Piotr Stelmach 6, Denis Kristinin 4, Nemanja Jaramaz 3, Kyle Barone 0.
Stelmet: Łukasz Koszarek 16, Aaron Cel 13, Vladimir Dragicević 10, Adam Hrycaniuk 9, Przemysław Zamojski 8, Kamil Chanas 6, Christian Eyenga 3, Erving Walker 3, David Barlow 2, Craig Brackins 2, Maciej Kucharek 1, Marcin Sroka 0.