Po dwóch słabych spotkaniach w Eurocupie i mało przekonującym zwycięstwie z AZS Koszalin przyszedł czas na kolejny domowy pojedynek. Tym razem do Twierdzy CRS zawita ostatnia drużyna ligi – Śląsk Wrocław. Czy Wojskowi mają jakiekolwiek szanse z potentatem?
Każdy kibic pamięta bądź słyszał o słynnym haśle „Cała Polska w cieniu Śląska”. Jeszcze kilkanaście lat temu to właśnie WKS „trząsł” całym polskim basketem – nie było drużyn zdolnych do definitywnego pokonania Śląska w lidze. Do tego dochodziły sukcesy w ligach europejskich. Sezon 2015/16 miał być początkiem odrodzenia WKS-u – do klubu jako prezes na dobre przybył legendarny już Maciej Zieliński, klub załapał się do międzynarodowych rozgrywek (co prawda jest to FIBA Europe Cup – najsłabsza liga międzynarodowa, ale zawsze coś), a ogłaszane transfery miały „nieźle namieszać”. Jaki był rzeczywisty wymiar zmian?
Po trzech miesiącach zrobiono wielką czystkę, porównywalną do stalinowskich metod – z ławki wyrzucono Mihailo Uvalina, a zastąpiono go równie porywczym Emilem Rajkoviciem. Cała plejada amerykańskich „gwiazd” pożegnała się zespołem (ostał się tylko skuteczny Jarvis Williams). Gra Śląska w pewnym momencie była tak beznadziejna, że dziennikarze śmiało określimy ją „teorią chaosu”.
Teraz, po zmianach, miało być lepiej. Czy faktycznie jest? Ciężko powiedzieć – wrocławianie dopiero w zeszłym tygodniu wygrali pierwsze spotkanie u siebie od… października. Niewiele zmieniło to aktualną sytuację WKS-u – bilans 3:13 to już sezon stracony. Nikt nie podejrzewał, że Śląsk będzie na tej samej pozycji co Start Lublin…
Jaki to będzie mecz? Liczymy na to, że zielonogórzanie dopilnują swojej dominacji. Na pewno sentymentalnym elementem będzie powrót do Winnego Grodu Kamila Chanasa.
Mecz w sobotę o 18:00. Przybywajcie!