Piątkowy hit Polskiej Ligi Koszykówki dostarczył wielu emocji kibicom w Zielonej Górze. Nerwów nie zabrakło – do tego przyzwyczaili nas Zastalowcy. Na szczęście zwyciężyli mistrzowie Polski po bardzo dobrym meczu 82:74!
Pierwsze punkty w meczu zdobył dla drużyny gości Tyler Haws. Zielonogórzanie odpowiedzieli dopiero po trzech minutach – Anwil na początku wyglądał znacznie korzystniej. Nie odbiegało to zresztą od typowych dla Zastalu początków, mało imponujących. Włocławianie tymczasem prowadzili już 10:3 (po kolejnych punktach Hawsa). Amerykański rzucający najmocniej dawał się we znaki zielonogórzanom – miał już dziewięć punktów po sześciu minutach gry. Na szczęście gospodarze odrabiali straty, głównie dzięki rzutom za trzy punkty. Po trójce Nemanji Djurisicia było tylko 11:13. Czarnogórzec trzymał Zastal blisko gości (16:17). Jednopunktowe prowadzenie Anwilu utrzymało się do końca kwarty (19:20).
W drugiej kwarcie o sobie dawali znać James Florence i Adam Hrycaniuk. Rozgrywający, dzięki celnym trójkom, doprowadził do remisu, zaś „Bestia” miał tego dnia ogromną wolę walki – dwukrotnie pakował piłkę do kosza (zupełnie nie w swoim stylu!). Zastal prowadził 27:24 i wyglądał coraz to lepiej. Anwil nie zamierzał jednak odpuszczać i powrócił do prowadzenia po dwóch minutach (30:29). Wiodącą postacią był Haws, który wykorzystywał większość sytuacji rzutowych bezbłędnie. Reagował Artur Gronek, prosząc o przerwę…
Interwencja Gronka nie zrobiła rewolucji. Gra była wciąż wyrównana, a żaden z zespołów nie wysuwał się na znaczące prowadzenie. Zastal prowadził 38:37, a samo spotkanie należało do bardzo przyjemnych dla kibiców.
Zielonogórzanie bardzo dobrze poczynali sobie w trzeciej kwarcie – głównie za sprawą Djurisicia (46:43). W połowie tej części to jednak Anwil przejął inicjatywę. Rzut hakiem Pawła Leończyka oraz dobitka Hawsa na 50:46 nie wynikały z byle czego. Zastalowcy przestali grać konsekwentnie i na zbyt wiele pozwalali przyjezdnym z Kujaw. Punktowaliśmy głównie dzięki rzutom z dystansu – skuteczność z pomalowanego pozostawiała wiele do życzenia. Nie powalała również obrona, która pozwalała Anwilowi na konstruowanie skutecznych akcji zespołowych…
Włocławianie w pewnym momencie mieli aż siedem punktów przewagi (48:55). Zastal nadrobił znaczną część, jednak przekroczony limit fauli i niecelne rzuty pozwoliły gościom na utrzymanie dwupunktowej zaliczki przed trzecią kwartą (58:60). Zapowiadała się nerwowa ostatnia kwarta meczu.
Gospodarze rzucili się do ataku. Potrzebne było zdecydowane egzekwowanie swoich rzutów. Sygnał dał Thomas Kelati, dobrze odpłacając swoje błędy z Ludwigsburga, a w jego ślady poszedł Julian Vaughn i Florence (68:64). Vaughn grał niemal perfekcyjnie – niewiele faulował, trafiał rzuty wolne (!) i był dobrze wykorzystywany przez kolegów z drużyny. Również Florence doskonale obsługiwał kolegów. Swoje momenty miał Karol Gruszecki – asysta „Gruchy” do Vaughna i wsad Amerykanina na 74:64 diametralnie zmieniał sytuację. Igor Milicić potrzebował timeoutu, aby gra całkowicie nie wymknęła się z rąk Anwilu.
Rottweilery próbowały dogonić rywala i skutecznie realizował to Tyler Haws. Strzelec miał 24 punkty na koncie i doprowadził do stanu 77:72. Stelmet musiał mieć się na baczności – do końca meczu pozostawały dwie minuty, a przewaga stopniała o połowę. Nerwową końcówkę, ku uciesze kibiców, wygrał Zastal. Bezbłędna egzekucja rzutów wolnych i twarda obrona pozwoliła na utrzymanie przewagi!
Zielonogórzanie zwyciężyli 82:74 po ciekawym i dobrym spotkaniu. Brawo!
Statystyki wkrótce…
Stelmet BC Zielona Góra – Anwil Włocławek 82:74 (19:20, 19:17, 20:23, 24:14)
Stelmet BC: Djurisić 14, Kelati 14, Vaughn 12, Florence 11, Hrycaniuk 8, Dragicević 8, Gruszecki 5, Zamojski 4, Koszarek 4, Moore 2
Anwil: Haws 26, Leończyk 13 (11 zb), Chyliński 9, McCray 7, Jaramaz 7, Dmitriew 6, Sobin 4, Łączyński 2, Młynarski 0