O porażkach zielonogórskiego Stelmetu w Pucharze Europy napisano już bardzo wiele artykułów, czasem wręcz esejów. Nie będziemy więc kontynuować tej praktyki. Może wreszcie podopieczni Saso Filipovskiego dadzą nam prawdziwe powody do radości w Eurocupie? Wbrew pozorom jest na to szansa…
O PAOK-u w przedsezonowych rozmowach mówiło się, że jest spokojnie „do ogrania”. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna – drużyna Soulisa Markopoulosa jest obecnie na drugim miejscu w grupie Eurocupu, natomiast w lidze zajmuje czwartą lokatę w tabeli. Motorami napędowymi zespołu znad Morza Śródziemnego są oczywiście Amerykanie – Julian Vaughn, Marc Antonio Carter oraz Jake Odum. Skutecznie wspierają ich zawodnicy greccy, którzy w zależności od spotkania albo wybuchają z wielką formą, albo znacznie obniżają swoje loty.
Nie zmienia to jednak faktu, iż drużyna z Salonik jest teamem grającym prostą, zespołową, a przede wszystkim – skuteczną koszykówkę. Co może na to odpowiedzieć klub z Zielonej Góry? Jeśli chodzi o postawę graczy z Winnego Grodu, jest generalnie coraz lepiej. Co prawda w ostatnim meczu ligowym przeciwko Anwilowi zielonogórzanom przyszło się dosyć mocno męczyć, jednak ostatnie dni należą do znacznie lepszych, porównując je do początku sezonu. Widać, że system gry coacha Filipovskiego wdrażany jest konsekwentnie w życie, a większość zawodników coraz lepiej się w nim czuje. Bardzo dobrze w ostatnich meczach prezentuje się Quinton Hosley, już coraz mocniej przypominający tego z finałów TBL sprzed dwóch sezonów. Całkowicie wstrzelił się Przemysław Zamojski, dzięki czemu nie trzeba już martwić się o jego dyspozycje przed każdym spotkaniem. Podstawę taktyki Stelmetu stanowią również w tej chwili Aaron Cel i Adam Hrycaniuk, wykorzystywani z dobrym skutkiem przez Filipovskiego.
Przycichli nam z kolei pozostali w drużynie zawodnicy zagraniczni – Daniel Johnson najwyraźniej w oczach słoweńskiego szkoleniowca przestał być wartościowym zmiennikiem dla Hrycaniuka. Więcej wymaga się od doświadczonego i niezwykle walecznego Chevona Troutmana, nie wspominając już nawet o takim graczu jak Steve Burtt. Pozostaje mieć jednak nadzieję, iż również ci gracze w odpowiednich momentach będą udowadniać swoją wartość na parkiecie. Pokazał to we Włocławku m.in. Burtt, który co prawda nie rozegrał wybitnych zawodów, lecz jego zmiana za Łukasza Koszarka przyniosła pożądane efekty – kilka indywidualnych akcji oraz rozdanie czterech asyst mocno odciążyła „Koszara” z pełnienia roli ciągle asystującej „jedynki”.
Czy wicemistrzowie Polski w końcu zwyciężą w Eurocupie i dadzą nam, kibicom zielonogórskiego basketu, tę wielką radość? Przekonamy się już we wtorek od godziny 19:00. Przypominamy o obniżce cen biletów na to spotkanie, która dotyczy sektora prowadzącego aktywny doping. Ci, którzy zdecydują się pozostać w domach, zapraszamy na anteny TVP Sport – transmisja na tym kanale już od 18:45.