Zgodnie z przewidywaniami Stelmet pokonał dzisiaj Start Gdynia 80:67. Mecz nie należał do najciekawszych ani emocjonujących, jednak dzięki końcowemu rezultatowi zielonogórska drużyna awansowała w tabeli ligowej na miejsce wicelidera.
Już przed meczem, w zielonogórskim CRS-ie widać było, że dzisiejszy pojedynek nie przyniesie zbyt wielu emocji i że nie zobaczymy gwiazd na skalę Europy. Trybuny nie zapełniły się do końca, tak jak to bywało w ostatnich tygodniach, a także nie mieliśmy okazji zobaczyć kolejnej oprawy przygotowanych przez fanów Stelmetu.
Przejdźmy jednak do tego, co działo się na parkiecie. Spotkanie rozpoczęło się od kilku niecelnych rzutów i start obu ekip, w końcu Kamil Chanas zdobył pierwsze punkty. Goście potrafili odpowiedzieć tylko kilkoma przewinieniami, jednak chwilę później Michał Jankowski trafił z dystansu i Start wyszedł na prowadzenie. Nie trwało to jednak długo, ponieważ po chwili Stelmet odzyskał przewagę, a po kilku następnych akcjach zaczął ją stopniowo powiększać i do końca nie oddał jej gościom. W pierwszej części meczu głównymi strzelcami byli Quinton Hosley i Kamil Chanas, którzy zdobyli po siedem „oczek”. Pod tablicami królował Oliver Stević, w dodatku inni zawodnicy dołożyli ważne elementy i po pierwszej kwarcie Stelmet prowadził już 22:8.
W drugiej części Stelmet dalej kontynuował swoją dobrą grę. Widać było, że bez problemów zdominował beniaminka Tauron Basket Ligi i kontroluje przebieg wyniku. Start w dalszym ciągi nie najlepiej radził sobie ze skonstruowaniem skutecznego ataku, a także nie znaleźli sposobu na dobrą obronę Stelmetu. Jedynym koszykarzem, który podejmował walkę z gospodarzami był Robert Rothbart. Środkowy z Gdyni zdobył w tej partii dziewięć punktów (przy 11 punktach całego zespołu) i pięć zbiórek (przy ośmiu zbiórkach Startu). W Stelmecie natomiast rozstrzelali się Rob Jones i Walter Hodge. Dzięki temu zielonogórscy zawodnicy schodzili do szatni z wysokim prowadzeniem 40:19.
Nikt nie spodziewał się, że w dalszej części meczu może się coś zmienić, a Stelmet przestanie kontrolować sytuację na boisku. Niestety, nasi zawodnicy widząc to, jak świetnie sobie radzą, stracili koncentrację. To, że Start Gdynia zajmuje miejsce w dolnej części tabeli, nie znaczy, że nie będzie walczyć i przeciwstawiać się rywalowi. Gdy goście zobaczyli, jakie błędy popełnia Stelmet i z jaką słabą skutecznością oddaje rzuty, zabrali się do roboty i zaczęli gonić gospodarzy. O ile jeszcze na początku kwarty, nasi zawodnicy zdobywali punkty, to już po dwóch minutach zaczął się najsłabszy okres gry Stelmetu w całym spotkaniu. W ekipie Startu obudził się niewidoczny wcześniej Michał Jankowski, Rothbart dalej kontynuował dobrą grę, a także inni zawodnicy dorzucali pojedyncze punkty. A przewaga Stelmetu malała… Zdenerwowany Mihailo Uvalin poprosił o czas i potem już było znacznie lepiej. Ponownie zielonogórzanie zaczęli trafiać do kosza, a także agresywniej bronić. Trzecia kwarta zakończyła się wynikiem 58:39.
W ostatniej odsłonie tego pojedynku nie zobaczyliśmy szczególnej zmiany. Gra w dalszym ciągu była nieporywająca, oglądaliśmy błędy i walkę nie na poziomie, do którego przyzwyczaili nas w ostatnim czasie koszykarze Stelmetu. Pojedynek zakończył się wynikiem 80:67.
Podsumowując, Stelmet bez problemów pokonał Start Gdynię, jednak nie pokazał nam najlepszej koszykówki. Byliśmy dzisiaj widzami nie szczególnie ciekawego widowiska i nie takiej gry oczekujemy od naszej drużyny. Nie można jednak tylko narzekać, w końcu to kolejna wygrana. Teraz Stelmet zajmuje drugie miejsce w Tauron Basket Lidze, a zaangażowanie i koncentrację, którą nie w pełni dzisiaj wykorzystali należy zatrzymać na następnego, zdecydowanie trudniejszego przeciwnika, jakim jest Spartak St. Petersburg.
Punkty dla Stelmetu zdobyli: Quinton Hosley 18, Kamil Chanas 16, Walter Hodge 14, Rob Jones 9, Mantas Cesnauskis 7, Łukasz Seweryn 7, Oliver Stević 4, Marcin Sroka 3, Dejan Borovnjak 2.
Punkty dla Startu zdobyli: Robert Rothbart 21, Michał Jankowski 14, Sebastian Kowalczyk 5, Grzegorz Mordzak 5, Jarosław Mokros 5, Tomasz Andrzejewski 4, Tomasz Śnieg 4, Marcin Malczyk 3, Maciej Kucharek 3, Tomasz Wojdyła 3.
Agata Zwolak