Niestety, zielonogórska ekipa mimo woli walki, nie dała rady postawić się dzisiaj Turowowi. Goście ze Zgorzelca zaprezentowali się po prostu lepiej i zasłużenie wygrali czwarte spotkanie 81:75, dzięki czemu w całej serii prowadzą już 3:1.
Dzisiejszy mecz nie rozpoczął się tak dobrze, jak dwa dni temu. Zielonogórzanie wyszli na parkiet agresywnie, ale nie byli już tak skuteczni. Wykorzystali to od początku goście, którzy w przeciwieństwie z trzecim pojedynkiem, nie pozwolili sobie na chwilę dekoncentracji. Turów wyszedł na niewielkie prowadzenie, ale na szczęście nie grał swojej najlepszej gry i także popełniał błędy. U gospodarzy, przez pierwsze pięć minut, punktował tylko Vladimir Dragicević. Dopiero w połowie kwarty, zielonogórzanie obudzili się i dzięki punktom każdego z graczy, wyszli na prowadzenie. Turów nie zamierzał jednak się poddawać i przy słabszej obronie Stelmetu, bez problemu trafiał do kosza. Walka toczyła się punkt za punkt i ostatecznie po 10 minutach zakończyła się remisem 18:18.
Druga partia meczu także nie zaczęła się najlepiej. Bardzo martwiąca była postawa naszego zespołu, która była dość chaotyczna. Niepotrzebne straty, przestrzelone rzuty, tak można opisać grę Stelmetu. Musieliśmy poczekać parę minut, aż wszystko wróciło do normy. Pojedyncze punkty zdobywał Marcus Ginyard, nie pomogło to jednak przełamać się naszej ekipie. Dopiero „trójka” Łukasza Koszarka tchnęła w zielonogórskich graczy nową energię. Gospodarze rozstrzelali na dystansie i zaczęli lepiej bronić. Ponownie uzyskali przewagę i nie stracili jej już do końca połowy. Efektownym blokiem popisał się Christian Eyenga. Trenerzy wykorzystywali przerwy na żądanie, cały czas jednak prowadzenie utrzymywało się po stronie gospodarzy. Stelmet schodził do szatni z wynikiem 43:39.
Po przerwie zielonogórzanie starali się grać bardzo agresywnie, jednak nie przyniosło to za dużo korzyści. Walka opierała się na brudnej grze, pełnej przewinień. Nerwowa atmosfera na parkiecie nie wpłynęła najlepiej na naszych koszykarzy, którzy nie potrafili wykorzystać nawet czystych pozycji do rzutów. Mecz toczył się powoli, a zielonogórzanie zaczęli ponownie punktować. Ważną rolę odegrał Eyenga, a także Koszarek. Dodatkowo, Turów lekko wybił z gry faul niesportowy J.P. Prince’a, którego jednak gospodarze nie wykorzystali do powiększenia przewagi. Problemem zielonogórzan były ponownie rzuty osobiste, to właśnie ten element miał duży wpływ na wynik po trzeciej kwarcie. Stelmet przegrywał bowiem 57:58.
Wszystko było jasne. Ostatnia kwarta ponownie miała dostarczyć nam najwięcej emocji. Od pierwszej akcji czuć było dodatkową mobilizację we wszystkich graczach. Niestety, nasi zawodnicy dalej nie mogli uporać się z problemem braku skuteczności. Walczyli, tego nie można im odmówić, ale piłka nie wpadała do kosza. Turów zachował zimną krew i trafiał bardzo ważne rzuty. Sytuacja robiła się coraz trudniejsza. Czas płynął, a przewaga gości nie malała. W końcówce, szanse na zwycięstwo pozostawało dzięki Eyendze i Dragiceviciowi. Niestety rywale nie pozwalali na zbyt wiele a sami odpowiadali ze zdwojoną mocą. Turów w końcówce pokazał swoje umiejętności i zasłużenie zwyciężył 81:75.
Nie tak wyobrażaliśmy sobie czwarty mecz. Po świetnej grze dwa dni temu, liczyliśmy na to, że zielonogórzanie utrzymają swoją formę na tym samym poziomie. Niestety dzisiaj zabrakło agresji w obronie, a także skuteczności. Nie ma co się jednak dziwić, koszykarze są tylko ludźmi, a nie maszynami. Mała rotacja w naszym zespole powoduje, że u zawodników coraz bardziej widać zmęczenie. Miejmy nadzieję, że teraz dwa dni przerwy pozwolą na zregenerowanie sił, aby w Zgorzelcu powrócić z podwójną energią i mimo trudnej sytuacji, jeszcze powalczyć.
Stelmet Zielona Góra – PGE Turów Zgorzelec 75:81 (18:18, 25:21, 14:19, 18:23)
Stelmet: Łukasz Koszarek 16, Vladimir Dragicević 16, Christian Eyenga 15, Craig Brackins 14, Marcus Ginyard 6, Przemysław Zamojski 5, Adam Hrycaniuk 2, Aaron Cel 1, Mantas Cesnauskis 0, Kamil Chanas 0.
Turów: Uros Nikolić 16, Filip Dylewicz 15, J.P. Prince 15, Michał Chyliński 10, Mike Taylor 8, Tony Taylor 7, Łukasz Wiśniewski 6, Ivan Zigeranović 4, Damian Kulig 0, Nemanja Jaramaz 0, Piotr Stelmach 0,
fot.Aleksandra Krystians