Stelmet wygrał finałowe starcie numer cztery z PGE Turowem Zgorzelec 87:78 i zdobył pierwszy w historii klubu tytuł mistrza polski. Po spotkaniu rozmawialiśmy z Marcinem Sroką, który przyznawał, że łatwo nie było, jednak najważniejszy jest końcowy rezultat.
Jak się Pan czuł odbierając złoty medal?
Czuję się po tym tak samo, jak odbierałem brązowy.
Po raz kolejny miał Pan okazję zapisać się w historii zielonogórskiego klubu. To mistrzostwo to chyba jeszcze większy powód do radości.
Na pewno. Każdy, kto pracował na ten sukces zapisał się w historii i dla każdego człowieka byłby to powód do radości.
Chociaż wygraliście tę serię 4-0, to na pewno nie było łatwo. Które z finałowych spotkań było dla was najtrudniejsze?
To nie ma znaczenia. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Taki jest sport, taka jest koszykówka. Graliśmy i walczyliśmy przez 40 minut. Były wzloty i upadki. Skończyło się tak, że wygraliśmy 4-0 i myślę, ze ten wynik powinien nas satysfakcjonować.
Wiele osób uważało, że do wyłonienia zwycięstwa będzie potrzebnych siedem, ewentualnie sześć spotkań, tymczasem wam udało się zakończyć finały po czterech pojedynkach. Co miało na to największy wpływ?
Przede wszystkim nam się nie udało, ponieważ to nie jest loteria. Ciężko pracowaliśmy przez cały sezon, aby wyjść na finał i zagrać tak, jak zagraliśmy.
Jakie ma Pan plany na wakacje?
Odpoczynek.
W przyszłym sezonie przed Stelmetem jeszcze większe wyzwanie, gra w Eurolidze…
Kto będzie grał tutaj w przyszłym roku to zobaczymy. Na chwilę obecną większości zawodników pokończyły się kontrakty i nie wiadomo co będzie.
Jest szansa, że w następnym sezonie zobaczymy Marcina Srokę w barwach Stelmetu?
Szansa zawsze jest, ale jeszcze jest za wcześnie, żeby o tym rozmawiać.
Dziękuję.
Dzięki.
Rozmawiała: Agata Zwolak