Marcina Chodkiewicza chyba nie trzeba nikomu przedstawiać a wielu fanów zapewne jest ciekawych co u niego słychać. Z wychowankiem zielonogórskiego klubu i byłym kapitanem naszej drużyny rozmawialiśmy o jego grze w pierwszej lidze, a także o postawie Stelmetu w tegorocznych rozgrywkach (rozmowa została przeprowadzona tuż przed finałem TBL).
fot. Aleksandra Krystians
W tym sezonie po raz pierwszy opuścił Pan macierzysty klub i przeniósł się do Siedlec. Jak się Pan odnalazł w tej odmiennej sytuacji?
Marcin Chodkiewicz: Pierwszy sezon i chyba zaraz najgorszy w mojej karierze. To był mój pierwszy wyjazd i mam nadzieję, że każdy następny będzie bardziej udany. Niestety spadliśmy do drugiej ligi. Wiele czynników wpłynęło na to, że słabo graliśmy w tym roku. Mam nadzieję, że w następnym sezonie to będzie wyglądało zdecydowanie lepiej.
Przed sezonem zarząd SKK Siedlce zapowiadał walkę w playoffach, tymczasem przedostatnia pozycja po rundzie zasadniczej i spadek do drugiej ligi. Co nie poszło zgodnie z planem?
Właściwie wszystko nam nie szło zgodnie z planem. Parę osób opuściło nasz zespół w trakcie sezonu, mieliśmy kłopoty ze zgraniem. Byliśmy trochę źle dobrani personalnie. Wiele osób twierdzi też, że to moja postawa wpływała na to, że tak słabo graliśmy. Ja się z tym do końca nie zgadzam. To jest sport i nie wyszedł nam ten sezon. Jest nam z tego powodu bardzo przykro, ale trudno, przegraliśmy. Apetyty były duże, aby chyba nie były niczym poparte.
Jak Pan podsumuje ten sezon indywidualnie, w swoim wykonaniu?
Mogę być średnio zadowolony. Wyniki indywidualne schodzą na dalszy plan, ponieważ koszykówka to sport zespołowy. Spadliśmy z ligi, więc to bardzo duży minus. Osobiście, też nie było super. Początek miałem kiepski. Powiem szczerze, że w klubie też nie miałem łatwego życia, dopiero później, w drugiej części sezonu dogadaliśmy się tak naprawdę i wyjaśniliśmy sobie wiele rzeczy. Wtedy zacząłem grać w miarę dobrze i końcówka sezonu wyglądała już nieźle. To jednak nie wystarczyło na utrzymanie się w lidze.
Jaki jest poziom pierwszej ligi w porównaniu z Tauron Basket Ligą, w której występował Pan przez ostatnie dwa lata?
Na pewno to jest niższy poziom. W ekstralidze silę stanowią zagraniczni zawodnicy, a w pierwszej lidze mogą występować tylko gracze z polskim paszportem. Wydaje mi się, że wielu chłopaków z pierwszej ligi, radziłoby sobie z powodzeniem w najlepszej polskiej lidze. Jeżeli gra się w zespole z takimi koszykarzami, jak na przykład Walter Hodge, to są inne zadania do wykonania na parkiecie, niż w pierwszej lidze. Jednak to cały czas jest sport, to cały czas jest koszykówka. Poziom jest troszkę niższy, ale to nie jest duża przepaść.
Ma Pan już plany na przyszły sezon?
Zaczynam się rozglądać za jakimś pracodawcą. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć pracę. Zależy mi na tym, aby to nie było zbyt daleko od Zielonej Góry, ale oczywiście, nie będę wybrzydzał.
Zanim jeszcze kolejny sezon, ma Pan teraz wakacje. Jak zamierza Pan spędzić ten okres?
Na pewno z rodziną, ponieważ powiem szczerze, że w trakcie sezonu bardzo ją zaniedbałem. Byłem bardzo daleko od domu i rzadko się widywaliśmy. Teraz nadrabiamy ten czas i spędzamy go wspólnie jak najwięcej
Będzie się Pan starał szukać zespołu w pierwszej lidze, czy może chce spróbować Pan powrócić do Tauron Basket Ligi?
Tak naprawdę, jest to dla mnie bez różnicy. W obydwu przypadkach będę zadowolony.
Śledził Pan poczynania Stelmetu w tym sezonie?
Oczywiście, że śledziłem. Klub z Zielonej Góry zajmuje w moim sercu bardzo dużo serca. Cały czas obserwowałem, jak radzą sobie chłopaki. Mieli wzloty i upadki, ale ostatecznie poradzili sobie ze wszystkimi problemami. Mam nadzieję, że wywalczą to upragnione złoto dla naszego miasta.*
Spodziewał się Pan przed sezonem, że Stelmet dojdzie aż do wielkiego finału?
Myślę, że można było się tego spodziewać. Bardzo duże wzmocnienia w składzie, sprowadzenie kilku klasowych zawodników. Sami działacze, włodarze i zawodnicy zapowiadali, że chcą w tym roku walczyć o jak najwyższe cele. Później rozsypał się zespół Asseco Prokomu i zrobiła się naprawdę duża szansa, na osiągnięcie świetnego wyniku.
Które wydarzenia w tegorocznych rozgrywkach Tauron Basket Ligi najbardziej Pana zaskoczyły?
Nie było takiego bardzo zaskakującego wydarzenia. Z pozytywnych spraw, bardzo się cieszę, że Jakub Dłoniak został królem strzelców.
Nie zdziwiła Pana postawa ekip z trójmiasta? Asseco i Trefl, które jeszcze rok temu walczyły w finale, tym razem musiały zakończyć sezon w po pierwszej rundzie fazy playoff.
Trefl odpadł w ćwierćfinałach, ale po sportowej walce. Nie można traktować tego, jako wielkiej niespodzianki. Zespół z Koszalina bardzo dobrze był przygotowany do tej serii i bardzo dobrze z nimi grał, do tego dysponował naprawdę niezłym składem. Wydaje mi się, że Zastalowi było zdecydowanie łatwiej walczyć z AZS-em w półfinale, niż jakby musiał grać z Treflem. Wydawało mi się, że ekipa z Sopotu nie leży naszym graczom. Na nasze szczęście Koszalin okazał się silniejszy i można im tylko gratulować.
W tym roku Stelmet przetarł szlaki na arenie międzynarodowej, biorąc udział w rozgrywkach Eurocup. Jak Pan skomentuje postawę zielonogórzan w tych rozgrywkach?
Na pewno pozytywnie. Wiele osób twierdziło, że Zastal nie wyjdzie z grupy i nie poradzi sobie w Europie. Chłopaki na pewno byli podwójnie zmobilizowani, a dla wielu z nich te rozgrywki były debiutem na arenie międzynarodowej. Moim zdaniem zaprezentowali się bardzo dobrze, walczyli do samego końca, pokonali kilka klasowych zespołów. Bardzo dobrze reklamowali nasze miasto i bardzo się z tego cieszę.
Jak śledzi Pan zmagania Stelmetu i sukcesy zarówno w Polsce jak i w Europie, to nie jest Panu trochę żal, że nie jest Pan częścią tej ekipy?
Tak to jest, że niektórzy muszą odejść, aby mogli ich zastąpić lepsi. Nie było mi żal. Cieszę się, że Zielona Góra tak wspaniale się prezentuje i koszykówka cały czas się rozwija. Zdaję sobie sprawę z mojego poziomu i moich umiejętności, więc muszę być realistą.
Jak Pan myśli, są szanse, że w przyszłości zobaczymy Marcina Chodkiewicza w barwach Stelmetu?
Wątpię. Oczywiście nigdy nie można powiedzieć, że to niemożliwe, ale raczej jest to mało prawdopodobne.
A jeśli nie jako zawodnika, to może za jakiś czas w jakiejś innej funkcji przy zielonogórskim klubie?
Nie wiem. Możliwe, ale też nie jestem do tego przekonany. O tym będzie można porozmawiać za parę lat.
Na koniec, czego życzyć Marcinowi Chodkiewiczowi?
Przede wszystkim zdrowia, to mi wystarczy. Jak będzie zdrowie, to wszystko inne się poukłada.
Dziękuję.
Dziękuję.
Rozmawiała: Agata Zwolak
* rozmowa została przeprowadzona tuż przed finałami TBL