Finały playoff były udane dla Mantasa Cesnauskisa, który miał ważny wkład w końcowy triumf. Po 4. meczu Stelmet-Turów rozmawialiśmy z rozgrywającym o Mistrzostwie Polski i nie tylko!
fot. Aleksandra Krystians
Nie mogę nie zacząć od gratulacji za zdobycie mistrzowskiego tytułu. To wspaniały sukces, ta drużyna przeszła do historii!
Mantas Cesnauskis: Tak, dziękuję, jest wspaniale, też musimy chwilę poczekać zanim naprawdę dojdzie do nas to, czego udało nam się wspólnie dokonać.
Spodziewaliście się tego, że Turów mimo trzech porażek będzie jeszcze próbował nawiązać z wami walkę i wyjdzie na parkiet niesamowicie zmotywowany? Początek meczu był dla was równie trudny jak w piątek.
Tak, wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo i to nam pomogło utrzymać koncentrację. Początek nie był dla nas udany, ale pokazaliśmy charakter i walkę o piłkę w każdej sytuacji. Wysokie prowadzenie Turowa wcale nas nie podłamało.
A w którym momencie meczu poczuliście, że złoto jest już wasze?
Na trzy minuty przed końcem zaczęliśmy już wierzyć, że tego już nie przegramy.
Przez cały sezon, jak to w życiu bywa, mieliście wzloty i upadki. „Docieraliście” się ze sobą przez cały okres rozgrywek aż do najważniejszych spotkań, w których widzieliśmy Stelmet o jakim marzyliśmy. Czemu, albo komu zawdzięczać to, że najlepsza forma pojawiła się właśnie w finałach?
Na pewno trenerom, którzy tak nas przygotowali, że optymalna forma przyszła właśnie wtedy, kiedy jej najbardziej potrzebowaliśmy. Czarni dali nam trochę popalić na początku playoff, ale potem szło już coraz lepiej. Jak by nie było wygraliśmy w tych playoffach osiem meczów z rzędu. To musi o czymś świadczyć.
Ale co w głównej mierze zadecydowało o tej, można powiedzieć, przemianie w playoffach? Umiejętności koszykarskich przecież nagle wam nie przybyło. Czy to wszystko nie zależało od aspektów psychicznych?
Tak, to nasza psychika pozwoliła nam zwyciężać. Uwierzyliśmy w siebie, w nasz zespół. Że możemy, że potrafimy, że zwyciężymy. To tak na przekór głosom z zewnątrz, które mówiły, że Stelmet to tylko indywidualności, a nie ma kolektywu.
Ale trzeba przyznać, że zielonogórscy kibice też spisali się wspaniale.
To było niesamowite grać przy takiej publiczności. Pięć tysięcy szalonych kibiców. Atmosfera była wspaniała i nie mogliśmy tutaj po prostu przegrać.
Jak oceniasz ten sezon w swoim wykonaniu?
Bardzo pozytywnie. Może statystyki mam nieco słabsze od tych, jakie miałem w Czarnych, bo tu troszkę mniej grałem, ale w końcu zdobyliśmy mistrzostwo, więc jak tu nie być z siebie zadowolonym? Bardzo dziękuję działaczom Stelmetu, że mnie tu zatrudnili.
A jakie są perspektywy na przyszły sezon?
Perspektywy? Możemy o tym porozmawiać za tydzień. Na razie świętowanie. (śmiech)
Rozmawiał: Kacper Pupin