Po porażce z Turowem 75:81 udało nam się porozmawiać z Łukaszem Koszarkiem. Kapitan Stelmetu,który był jednym z liderów w czwartkowym meczu, opowiedział nam o przyczynach przegranej, a także zapewnił, że jeszcze nie wszystko stracone i że trzeba wierzyć do końca.
fot. Aleksandra Krystians
Dlaczego przegraliście?
Dlaczego? Nie wiem. Myślę, że mecz był bardzo wyrównany. Pod koniec po prostu straciliśmy niepotrzebnie kilka łatwych punktów, nie potrafiliśmy zrealizować tego, co powinniśmy i wszystko rozstrzygnęło się w tych trzech, czterech minutach.
Nie było przypadkiem tak, że graliście dobrze, ale nie trafialiście do kosza? Mihailo Uvalin zawsze podkreśla, że wygrywa ten, kto popełni mniej błędów.
Koszykówka ogólnie jest grą błędów, więc ciężko ich uniknąć. Natomiast sytuacja nie była najgorsza. Mecz był remisowy i pozostały nam trzy minuty. Nie wiem… Może zabrakło na koniec trochę sił i energii…
Seria dziewięciu straconych punktów w czwartej kwarcie nie powinna się przytrafiać, a już na pewno nie w finałach…
Właśnie o to chodzi, że później, w tym ważnym momencie, zabrakło nam egzekucji w ataku. Przez to straciliśmy kilka łatwych punktów i potem musieliśmy gonić, co nam kompletnie dzisiaj nie wyszło.
Trener mówił na konferencji, że w pewnym momencie ogarnęła was frustracja. Który to był dla Pana moment?
Myślę, że nie byłem jakoś mega sfrustrowany. Starałem się ciągle wierzyć, że możemy wygrać w tej końcówce. Faktycznie, szanse jakieś były, ale niestety Turów trafiał rzuty osobiste, co uniemożliwiło nam to zadanie.
Zaskoczył was dzisiaj Uros Nikolić?
Trochę nas to zabiło. U nich w każdym meczu eksploduje ktoś inny. Też tego potrzebujemy, ale czasami tego brakuje.
Wierzycie jeszcze w ten złoty medal?
Myślę że tak. Dopóki jest szansa, to na pewno się nie poddamy.
Dziękuję.