Jadąc na sobotni mecz Stelmet Zielona Góra vs Wikana Start Lublin postanowiłem się wyluzować. Półgodzinna jazda na południe województwa lubuskiego sprzyja wyciszeniu i przemyśleniom. Od Sulechowa do Zielonej Góry i tak praktycznie nie da się bezpiecznie wyprzedzać, więc ustawiłem tempomat na 100 km/h, a do odtwarzacza wrzuciłem płytę Robbiego Williamsa „Swing Both Ways”. Swingowa wersja „Supreme” jest niesamowita i odpręża jak nic innego.
Niestety, jak się okazało, mój wewnętrzny spokój udzielił się również chłopakom ze Stelmetu Zielona Góra. Do pierwszej kwarty wyszli jakby zaspani. Zupełnie jakby wierzyli, że mecz sam się wygra. Takie sytuacje znam z przeszłości. W zeszłym sezonie Stelmet męczył się okrutnie z Kotwicą Kołobrzeg. Kilka dni później zapytałem Chrisa Eyengę co się stało w Kołobrzegu? CE rzucił tylko „Pojechaliśmy nie przygotowani”. Wydawało nam się, że to będzie spacerek”. Jestem przekonany, że i tym razem było tak samo. Co można wywnioskować z pomeczowej wypowiedzi Saso Filipovskiego, który stwierdził. „Po wygranej z Turowem, emocjonalnie byliśmy na niższym poziomie”. Gdyby to było NBA i graliby cztery mecze w tygodniu to rozumiem, ale do jednego meczu w tygodniu to chyba można się mentalnie przygotować.
Drugą sprawą jest zaangażowanie zmienników, a właściwie jego brak. Przecież mecze z tymi słabszymi zespołami są właśnie szansą gry dla zmienników i młodszych graczy, którzy głównie siedzą przyspawani do ławki rezerwowych. Wśród zielonogórskich zmienników na odpowiednim poziomie zagrali tylko Robinson i Chanas. Russel znów okazał się X-Factorem. Kamil pojawiając się na parkiecie dał z siebie 120% mocy i za to właśnie go cenię. Niestety znów rozczarowali mnie Kucharek i Johnson. O ile w Maćka wciąż wierze to DJ’a krytykowałem od samego początku.
Trener Adamek twierdził, że potrzebujemy mobilnego i dobrze rzucającego centra by rozciągać strefę obronną przeciwników. Idea niby dobra tylko, że wykonawca do niczego. W TBL zagrał w 16 meczach i trafił cztery rzuty zza 6,75m. Pod koszem też sobie nie radził. Źle zastawiał albo nie zastawiał w ogóle. Niżsi o głowę przeciwnicy zbierali mu zza pleców. O ile w ataku czasem jeszcze zdobył jakieś punkty to w obronie popełniał tak szkolne błędy, że aż serce się krajało patrząc na jego poczynania.
Ostatnio byłem nim tak zniesmaczony, że od kilku meczy promowałem na Twitterze #DanielJohnson1wayTicketToAustralia a podczas ostatniego meczu zrobiłem coś więcej.
Moje modlitwy zostały wysłuchane. W sobotę wieczorem Stelmet Zielona Góra poinformował poprzez swoją stronę internetową, że Daniel Johnson rozstaje się z zielonogórskim klubem. Dziękuję, że moje prośby zostały wysłuchane. Teraz czas na zatrudnienie klasowego centra.
Karol Szendi
Od redakcji: Tekst ukazał się również na łamach portalu Sportowe Fakty.