Obawialiśmy się dzisiejszego pojedynku w Gdyni, zapowiadaliśmy, że nie będzie to łatwe spotkanie. Jak się okazało, dla zielonogórskich koszykarzy był to bardzo trudny mecz. Problemy ze skutecznością i chaosem w grze doprowadziły do kolejnej porażki w ostatnich tygodniach.
Początek spotkania w Gdyni wyglądał obiecująco, choć z pewnością co innego mówiła większość zielonogórskich fanów, którzy po wykupieniu transmisji na emocje.tv… zobaczyli przysłowiowy „guzik”. Wracając do spotkania to zielonogórzanie rozpoczęli mecz agresywnie i szybko wyszli na prowadzenie 9:2. Niestety na tym skończyła się dobra gra w pierwszej partii meczu. Po chwili gospodarze zabrali się do roboty i zaczęli straszyć Stelmet. Ekipa Andrzeja Adamka straciła skuteczność i kompletnie przestała sobie radzić na parkiecie. Asseco bez większych problemów zaliczył serię 11:0. Tym samym nasz zespół stracił prowadzenie i musiał gonić gospodarzy. Mimo przerwy dla szkoleniowca Stelmetu, nadal zdecydowanie lepiej radzili sobie gospodarze. Jednym z liderów był Filip Matczak, który zdobył już dziewięć „oczek”. Dużo problemów sprawiał nam także Ovidijus Galdikas, który pod koszami zdecydowanie przeważał nas zielonogórskimi centrami. Asseco cały czas prowadziło i ostatecznie zwyciężył pierwszą kwartę 22:17.
Po krótkiej przerwie nie doczekaliśmy się zamiany ról. Przez kolejne 10 minut cały czas na parkiecie dominowała ekipa Asseco. Zielonogórscy zawodnicy nie radzili sobie z obroną strefową gdynian, a na dodatek, Galdikas wyczyniał pod tablicami co tylko chciał. Stelmet próbował gonić, niestety bezskutecznie. Zawodził każdy z kolei, a w pierwszej połowie dla Zielonej Góry punktowała tylko piątka graczy. Problemem były także straty i chaotyczne akcje ofensywne. Po 20 minutach Gdynia prowadziła we własnej hali 36:32. Wiadomo było, że wyszarpać dzisiaj zwycięstwo wcale nie będzie łatwo.
Faktycznie, po przerwie Asseco nie zamierzało odpuszczać i udowadniało to z każdą minutą. Gospodarze kontynuowali skuteczną grę. Widać było, że David Dedek przygotował dobrą taktykę na Stelmet, a jego podopieczni świetnie się z niej wywiązywali. Dominacja cały czas należała do gdynian, dopiero ostatnia kwarta dostarczyła nam więcej emocji, a nawet narobiła nadziei. W ostatnich minutach trzeciej odsłony pojedynku, zielonogórzanie zmniejszyli ponad 10-punktową stratę do czterech „oczek” i potem starali się nie odskoczyć ponownie Asseco. W końcu zobaczyliśmy więcej zaangażowania i walki w graczach Stelmetu, to jednak nie wystarczyło, aby złamać gospodarzy. Dopiero w połowie czwartej kwarty, Łukasz Koszarek wyrównał wynik meczu. Z nadzieją patrzyliśmy na dalsze akcje, lecz znowu trzeba było się rozczarować. Przez następne ponad trzy minuty, Stelmet nie zdobył żadnego punktu, co oczywiście wykorzystali ambitni gdynianie. W ostatnich akcjach, szanse nie były jeszcze zaprzepaszczone, jednak znowu zawiodła skuteczność i w efekcie Asseco pokonał Stelmet 72:68.
Dziś Asseco było świetnie przygotowane na Stelmet. Gospodarze pokazali solidną koszykówkę, mieli pomysł na grę, dzięki czemu zwyciężyli. Na szczególne wyróżnienie zasługuje z pewnością Ovidijus Galdikas, zdobywca 11 punktów, 16 zbiórek i sześciu bloków oraz Filip Matczak, który zachował zimną krew do końca i był pierwszym strzelcem swojej ekipy (20 punktów).
Asseco Gdynia – Stelmet Zielona Góra 72:68 (22:17, 14:15, 22:20, 14:16)
Asseco: Filip Matczak 20, A.J. Walton 16, Ovidijus Galdikas 11, Lazar Radosavijević 9, Piotr Szczotka 7, Sebastian Kowalczyk 6, Jakub Parzeński 2, Radosław Szymański 1, Piotr Żołnierewicz 0.
Stelmet: Steve Burtt 20, Łukasz Koszarek 15, Quinton Hosley 10, Daniel Johnson 7, Aaron Cel 6, Chevon Troutman 6, Kamil Chanas 2, Adam Hrycaniuk 2, Przemysław Zamojski 0, Maciej Kucharek 0.
Nie ma co ukrywać, Stelmet ma ostatnio sporo kłopotów. Można by wymieniać bez końca z jakimi mankamentami w zespole spotkaliśmy się na przestrzeni ostatnich tygodni. Co gorsza, kiedy wydaje się, że może być już lepiej, po chwili koszykarze ponownie pokazują, że do poprawy gry jest jeszcze daleko. Co czeka nas w następnych tygodniach? Tego nie wie nikt…