Wczoraj po długiej przerwie zobaczyliśmy na parkiecie Davida Barlowa. Australijczyk dostał szansę od trenera w ostatniej kwarcie i w ciągu dziewięciu minut trafił dwie „trójki” oraz dwa rzuty osobiste. Po spotkaniu udało nam się porozmawiać z nim, także na temat jego sytuacji w drużynie.
David Barlow w końcu na parkiecie (fot. Aleksandra Krystians)
Zagrałeś po raz pierwszy od pięciu meczów. Jakie są twoje wrażenia?
David Barlow: Nie ukrywam, że ciężko było siedzieć na ławce i nie grać. Bardzo się cieszę, że mogłem dzisiaj zagrać.
Jak się czułeś przez te 5 spotkań, gdy normalnie trenowałeś, ale trener nie wystawiał cię w meczu? Przygnębiony?
Nie. Oczywiście chciałem grać, ale nie czułem się przygnębiony. Mam wiele rzeczy w życiu, które mnie uszczęśliwiają.
Czy rozmawiałeś z trenerem o twojej sytuacji, dlaczego tak się dzieje?
Nie, nie rozmawiałem z nim.
Na początku sezonu byłeś kontuzjowany, później także chorowałeś. Jaka jest obecnie twoja kondycja fizyczna?
Wszystko jest w porządku.
Powróćmy do spotkania. To była łatwa wygrana, prawda?
Tak, zgadza się. Graliśmy twardo w obronie, świetnie kryliśmy przeciwników. Drużyna wykonała kawał dobrej roboty. Osobiście cieszę się, że nareszcie mogłem wystąpić. Ciężko było siedzieć przez cały mecz i wejść w końcówce, ale gra sprawiła mi przyjemność. Każdy z naszej drużyny zdobywał dzisiaj punkty, a ja grałem najlepiej, jak tylko mogłem.
Co sądzisz o swojej przyszłości w klubie? To musi być problem dla zawodnika, kiedy trenuje, ale nie gra…
Będę w dalszym ciągu dawał z siebie wszystko. Jednak nie zawsze dostaje się od życia tego, czego się chce.