Przez trzy kwarty wydawało się, ze zwycięstwo w Słupsku jest w zasięgu ręki. Co więcej, zielonogórzanie byli bliżej wygrania tego pojedynku. Jednak czwarta odsłona meczu zmieniła wszystko o 180 stopni i ostatecznie Stelmet przegrał z Energą Czarnymi 72:81.
Pierwsza piłka trafiła w ręce Stelmetu i od razu punkty zdobył Vladimir Dragicević, który mimo, że najkrócej trenuje z zielonogórskim zespołem, wyszedł na parkiet w pierwszej piątce. Nasz zespół zaczął spotkanie lepiej w obronie, jednak gospodarze nie pozwolili gościom zbudować większej przewagi. Wyróżniał się Roderick Trice, który najpierw wsadził piłkę z kontrataku, a następnie trafiał z półdystansu. Czarni powoli rozkręcali się i w ostatnich akcjach odrobili straty. Przede wszystkim nie mylili się na linii rzutów osobistych, a także potrafili rzucić z każdej pozycji, przy słabnącej defensywie Stelmetu. Pierwsza kwarta zakończyła się remisem 19:19.
Druga kwarta nie zaczęła się po myśli zielonogórzan. Co prawda Erving Walker trafił z półdystansu, jednak już po chwili słupszczanie wyszli na prowadzenie, a Stelmet popełniał wiele błędów. Jednym z jaśniejszych punktów w ekipie Czarnych okazał się Mateusz Jarmakowicz, który zaskakiwał zarówno pod tablicami jak i na dystansie. Mihailo Uvalin próbował poprawić grę swojego zespołu zmianami, jednak żaden z graczy nie był w stanie pociągnąć reszty. Dopiero w końcówce Stelmet obudził się, a dokładniej to Przemysław Zamojski, Aaron Cel i Vladimir Dragicević. To oni dogonili rywala i wyszli na minimalne prowadzenie 39:38.
Trzecią kwartę rozpoczął Zamojski, który mimo niebezpiecznej sytuacji pod koniec pierwszej połowy, kiedy rozciął sobie głowę, wyszedł na parkiet i trafił zza linii 6,75m. Na boisku wywiązała się bardzo agresywna gra, pełna fauli. Kolejnym poszkodowanym okazał się być Dragicević, który z rozciętą wargą musiał usiąść na ławce rezerwowych. Z tej walki lepiej wyszedł Stelmet, który poradził sobie w ataku, a ważne punkty zdobył między innymi Łukasz Koszarek, natomiast w obronie napsuł wiele krwi gospodarzom. Nie ma wątpliwości, że w tej kwarcie dominowała nasza drużyna. Dzięki temu po trzeciej odsłonie spotkania zielonogórzanie prowadzili w Słupsku 61:53.
Wydawało się, że będzie już tylko lepiej. Nic bardziej mylnego. W czwartej kwarcie gospodarze złapali wiatr w żagle i szybko odrobili straty i wyszli na prowadzenie. Stelmet był bezradny. Zielonogórzanie z minuty na minutę tracili pewność siebie i zaczęli popełniać coraz to więcej błędów. Ciężko było liczyć na jakąkolwiek zmianę w momencie, gdy nasi koszykarze nie radzili sobie w najprostszych sytuacjach. Stelmet przegrał w Słupsku 72:81.
Nie ma co ukrywać, ale zielonogórzanie zawiedli dzisiaj. Każdy z koszykarzy powtarzał, że trzeba wyeliminować grę falami, przeplatanie lepszych fragmentów, słabszymi. Tymczasem dzisiaj po raz kolejny zobaczyliśmy, że nasz zespół czeka jeszcze wiele pracy. Może to dopiero początek sezonu, jednak nie ma co usprawiedliwiać się brakiem zgrania czy łapaniem optymalnej formy. Każdy zespół jest na podobnym poziomie i nie można pozwalać sobie na takie błędy. W obliczu ostatniej kwarty, aż ciężko pozytywnie skomentować poprzednie fragmenty meczu, w których zielonogórzanie pokazali, że potrafią walczyć. Jedyne co, to można pogratulować ekipie Czarnych Słupsk, która nie poddała się do końca i dzięki świetnej czwartej kwarcie odniosła zasłużone zwycięstwo.
Energa Czarni Słupsk – Stelmet Zielona Góra (19:19, 19:20, 15:22, 28:11)
Energa Czarni: Tomasz Śnieg 3, Michał Nowakowski 11, Roderick Trice 16, Marcin Dutkiewicz 3, Jordan Hulls 4, Michał Jankowski 2, Mateusz Jarmakowicz 17, Jarosław Mokros 0, Garrett Stutz 19, Keith Wright 6.
Stelmet: Aaron Cel 7, Erving Walker 2, David Barlow 0, Kamil Chanas 4, Adam Hrycaniuk 2, Christian Eyenga 15, Vladimir Dragicević 12, Craig Brackins 3, Marcin Sroka 3, Przemysław Zamojski 12, Łukasz Koszarek 12.