Nie doczekaliśmy się rewanżu Stelmetu na drużynie z Włocławka. W zamian za to obejrzeliśmy spotkanie, w którym nasza ekipa już od drugiej kwarty nie radziła sobie najlepiej na parkiecie, a po emocjonującej końcówce przegrała z Anwilem 84:85.
Na początku spotkania gra obu ekip była bardzo wyrównana, a walka toczyła się punkt za punkt. Po każdej skutecznej akcji Stelmetu, gospodarze szybko odpowiadali. Dopiero w połowie kwarty, dzięki punktom Olivera Stevicia, nasi koszykarze zaczęli grać coraz pewniej i budować przewagę. Pod koniec kwarty, Anwil obudził się i zaczął gonić zielonogórzan, jednak do wyrównania wyniku zabrakło czasu i pierwsza część meczu zakończyła się prowadzeniem naszego zespołu 25:18.
Przy coraz lepszej grze Anwilu, dojście do remisu było już tylko kwestią czasu. Kiedy Stelmet stracił w drugiej kwarcie skuteczność i zaczął popełniać coraz więcej prostych błędów, ekipa z Włocławka rosła w siłę i wykorzystywała każdą akcję na zbliżenie się do rywala. W końcu się to udało, a wtedy zielonogórzanie zdali sobie sprawę, że czas ponownie wziąć się do pracy. Ostatnie minuty dostarczyły nam wielu emocji. Prowadzenie zmieniało się wielokrotnie, ale ostatecznie to Stelmet do przerwy prowadził 44:43.
Druga połowa zapowiadała się równie ciekawie. Każdy z nas czekał na wyrównaną i zaciętą walkę. Niestety zobaczyliśmy jeszcze słabszy Stelmet, który nie potrafi zatrzymać gospodarzy. Nasi zawodnicy zamiast wyeliminować błędy w ataku i w obronie z drugiej kwarty, popełniali ich jeszcze więcej. Anwil nie miał problemów z ogrywaniem Stelmetu i kontrolował przebieg spotkania. Momentami miałam deja vu, jakbym oglądała spotkanie sprzed trzech tygodni. Cały czas jednak miałam nadzieję, że w ostatniej kwarcie losy tego pojedynku odwrócą się na naszą korzyść.
Po nie najlepszym początku czwartej części meczu, w naszą drużynę powróciła energia. Udało się dogonić gospodarzy i ostatnie akcje miały okazać się decydujące. Ciężko powiedzieć, czego wtedy zabrakło. Część z pewnością obarczy winą Waltera Hodge’a, który niezmiernie ważnej akcji nie trafił rzutu spod kosza, a inni powiedzą, że zabrakło kilku sekund na rozegranie akcji po rzutach niecelnych rzutach osobistych Krzysztofa Szubargi. To jednak nie jest już istotne, ponieważ Stelmet uległ w Hali Mistrzów we Włocławku 84:85.
Trzeba przyznać, że Anwil zasłużył dzisiaj na to zwycięstwo. Po pierwszej słabszej kwarcie, poprawił swoją grę zarówno w ataku jak i w obronie. Grał równiej i popełniał mniej błędów, przeważał pod tablicami, a także dobrze radził sobie na obwodzie. Jeżeli chodzi o Stelmet, to na pewno nie była ta sama drużyna, którą mieliśmy okazję oglądać w Zgorzelcu. Patrząc na tak różne oblicza naszej drużyny, nie wiadomo czego mamy się spodziewać w fazie playoff. Wtedy nie będzie można sobie pozwolić na chwile słabości, a ta runda zbliża się wielkimi krokami.
Anwil Włocławek – Stelmet Zielona Góra 85:84 (18:25, 25:19, 27:15, 15:25)
Anwil: Seid Hajrić 20, Marcus Ginyard 20, Krzysztof Szubarga 16, Ruben Boykin 9, Przemysław Frasunkiewicz 7, Tony Weeden 6, Nikola Jovanović 5, Michał Sokołowski 2, Mateusz Bartosz 0.
Stelmet: Walter Hodge 22, Oliver Stević 18, Łukasz Koszarek 12, Dejan Borovnjak 10, Łukasz Seweryn 10, Quinton Hosley 6, Kamil Chanas 4, Marcin Sroka 2, Zbigniew Białek 0.
Agata Zwolak
Fot. Kacper Pupin