Stelmet uległ wczoraj na własnym parkiecie ekipie Trefla Sopot 68:77. Po spotkaniu rozmawialiśmy z kapitanem drużyny gości, Filipem Dylewiczem. Zawodnik skomentował przebieg spotkania, a także ocenił zielonogórski zespół.
Filip Dylewicz i Zbigniew Białek (fot. Aleksandra Krystians)
Co było kluczowe w tym, że Trefl wygrał dzisiejsze spotkanie?
Filip Dylewicz: Myślę, że przede wszystkim wiara w zwycięstwo. Zdawaliśmy sobie sprawę, że pierwsza połowa była bardzo słaba w naszym wykonaniu. Pozwoliliśmy na uruchomienie w ataku Hosley’a, który miał znakomitą pierwszą kwartę. Liczyliśmy, że w drugiej połowie zginie nasza niemoc strzelecka, która towarzyszyła nam od początku spotkania. Jesteśmy zespołem, który gra do końca, zespołowo, a każdy z zawodników zdaje sobie sprawę z tego, że drużyna w niego wierzy i może on pociągnąć zespół.
Kilka miesięcy temu słyszeliśmy o tym, że jest Pan bardzo blisko zmiany barw klubowych z Trefla na Stelmet. Jak grało się Panu tutaj ze świadomością, że mógłby Pan stać po drugiej stronie parkietu?
Ja zawsze bardzo lubię grać w Zielonej Górze. Dzisiaj niestety mi to nie wyszło. Byłem podekscytowany, może trochę za bardzo i możliwe, że to mnie przerosło. Mimo wszystko dla mnie najważniejsze jest to, żeby zespół wygrywał. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że udało nam się odnieść trzy zwycięstwa na wyjeździe i to naprawdę o czymś świadczy. Mimo, że pierwsze 20 minut szło nam opornie, udało nam się podnieść i wygrać. Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu i tak też było.
W meczu z Turowem także mieliście słabą pierwszą połowę, przegrywaliście około 20 punktami, a w drugiej udało wam się wygrać. Jest jakaś tajemnica w waszej szatni, że po przerwie tak dobrze gracie?
Myślę, że przez te dwa mecze udowodniliśmy, że jesteśmy zespołem, który walczy do końca. W Zgorzelcu i w Zielonej Górze pokazaliśmy, że mimo braku indywidualności, tworzymy kolektyw, który jest najważniejszym elementem do funkcjonowania zespołu koszykówki. Obraliśmy drogę, którą podążamy, idzie nam bardzo dobrze i miejmy nadzieję, że tak zostanie do końca sezonu.
Pan mówi o kolektywie, a w Stelmecie dochodzi do wielu zmian kadrowych. Jak Pan ocenia takie częste zmiany? Czy to dobrze wpływa na zespół, czy niekoniecznie?
Nie mi to oceniać. Taka jest koncepcja Mihailo Uvalina. Myślę, że jest na tyle dobrym szkoleniowcem, że wie co będzie najlepsze dla jego zespołu. W Eurocupie przynosiło to pożądany efekt. Stelmet grał tam bardzo dobrze i był naszą wizytówką na arenie międzynarodowej. Może atak opiera się za bardzo na dwóch graczach i przyjście Łukasza Koszarka spowoduje to, że więcej graczy wniesie coś do gry, a wtedy drużyna gospodarzy będzie jeszcze silniejsza.
Dziękuję.
Dziękuję.