Zacznę od tego, że nigdy sędzią „wielkiej klasy” nie zostałem, choć zaczynałem bardzo wcześnie (w wieku 17 lat…), a rzekłbym nawet, że byłem raptem sędzią lokalnym. Czy jest to ciężka profesja i dlaczego? Postaram się to tutaj przedstawić i opisać moje odczucia.
Po pierwsze nasze województwo jest zbyt słabym ośrodkiem. Nie jesteśmy siłą wśród sędziów a największym osiągnięciem było wejście na tzw. szczebel ogólnopolski po dwóch kolegów z Zielonej Góry i Gorzowa. Taki ośrodek jak Wrocław bije nas na potęgę i trzeba nie lada zachodu, a także niestety bardzo dużo znajomości (to moje prywatne zdanie) i sporo szczęścia, aby na wspomnianym szczeblu zaistnieć.
Krótki zarys już macie. Teraz opiszę poziom, o którym tak dużo się mówi. Tak naprawdę według mnie nie ma zawodowstwa – każdy robi to przy okazji wielu innych zajęć – a to niestety podstawa. Jeśli grupa 16-20 sędziów zostałaby zawodowcami, wówczas już można byłoby poziom sędziowania podnieść. Po drugie, w wielu przypadkach decydują tzw. znajomości i najważniejsze są testy pisemne a nie umiejętności praktyczne, choć wiadomo, że bez znajomości przepisów nie da rady sędziować. Bardzo ważne jest jednak CZUCIE GRY, którego się nie nabędzie zdając tylko testy. Zgodnie z informacjami ze strony plk.pl obecnie mamy w TBL ponad 30 sędziów a jaki jest ich poziom? Ocenę pozostawiam Wam. Walter Hodge swoją ocenę sędziom wystawił. Uważam, że robi to bardzo nieprawidłowo a jego pretensje może i uzasadnione, nie powinny odbywać się przez media lub w złości zaraz po meczu (patrz Polpharma – Stelmet). Walter jako ikona tej ligi mógłby (nie sądzę żeby chciał) zrobić o wiele więcej np. spotkanie z sędziami i mediami jednocześnie. Jego droga wyrażania swojej opinii o polskich sędziach jest co najmniej nie na miejscu, ale co tam przecież za rok jego tu nie będzie i nikomu w ten sposób nie pomoże.
Teraz trochę o tym dlaczego nie jest to łatwy „kawałek chleba”. Uważam, iż koszykówka to sport o najbardziej zawiłych przepisach wśród sportów zespołowych. Siatkówka, piłka nożna czy piłka ręczna to dyscypliny, które nie obfitują w tak duże ilości błędów, przewinień oraz szereg innych zdarzeń, które mogą zajść na boisku. Sędziowie koszykarscy nie mają możliwości powtórek. I tu się zatrzymam. Dlaczego w dobie sportu zawodowego nie zamienić jednego sędziego boiskowego na tego, który miałby możliwość obserwowania przekazu telewizyjnego wraz z powtórkami i pomagał zdalnie przez system radiowo-słuchawkowy sędziom na boisku w newralgicznych sytuacjach? Ok, są tego próbki (ocena zaliczenia kosza w ostatnich sekundach jeśli przekaz TV był zgłoszony do protokołu), ale to wciąż za mało!
Coraz mniej młodzieży garnie się do tej profesji, wiedząc jak bardzo jest ona niewdzięczna a i wybaczcie szczerość: „w ryja można dostać będąc na boisku”, o czym wielu z Was pewnie nie wie, ale to już w odcinku o Naszej rodzimej RDBL, czyli zielonogórskiej lidze amatorskiej.
Marek Hossa
———————————————
Marek Hossa: Jakby tak pomyśleć to nie pamiętam od kiedy jestem przy koszykówce, od dziecka a zaraził mnie chłopak mojej siostry… Później była gra do kadeta w Zastalu, ale cóż mam tylko 168 cm… Pomyślałem, zostaje przy koszykówce, poszedłem na kurs sędziego, to był szał ligi amatorskiej, padł rekord w Polsce (72 drużyny amatorskie, no ale to temat na fajny artykuł). Sędziowałem 13 lat, bez sukcesów (to też ciekawa opowieść), teraz próbuje coś w kierunku szkolenia najmłodszych, moje pierwsze kroki. Cały ten czas gram także w Rajbud Development Liga, naszych amatorskich rozgrywkach koszykówki. Ile to lat. hmm już nawet nie wiem tak długo to trwa. Miałem także półroczny epizod gdy pisałem o PLK do www.eurobasket.com.