Mimo, że spotkanie w Sewilli Stelmet rozpoczął słabo, to z kwarty na kwartę rozkręcał się coraz bardziej, aż w końcu po emocjonującej walce pokonał Cajasol 85:81. To drugie zwycięstwo zielonogórskiej ekipy w drugiej rundzie europejskich rozgrywek.
Stelmet rozpoczął to spotkanie bardzo słabo. Zielonogórscy zawodnicy mieli problemy ze skutecznością i poukładanymi akcjami w ataku. Dodatkowo gospodarze trafili trzy rzuty z rzędu z dystansu. Przy stanie 9:0 o czas musiał poprosić Mihailo Uvalin. Strzelecką niemoc przełamał Kamil Chanas, który zdobył pierwsze punkty z półdystansu, a chwilę później obudził się Dejan Borovnjak, który po kilku nieudanych akcjach zaczął umieszczać piłkę w koszu. Problemem cały czas była defensywa Stelmetu, którą bez problemów ogrywali Hiszpanie. Do końca kwarty utrzymywali wysokie prowadzenie i ostatecznie po 10 minutach Cajasol prowadził 26:16.
W drugiej kwarcie Stelmet poprawił się przede wszystkim w ofensywie. Walter Hodge przejął inicjatywę zdobywania punktów i zaczął nadrabiać straty. Do tego dwukrotnie za trzy punkty trafił Łukasz Seweryn i Cajasol nie dominował już na parkiecie. Inni koszykarze także dorzucili cegiełkę i po pierwszej połowie Stelmet przegrywał tylko czterema „oczkami” 39:43.
Po przerwie na parkiet wyszła całkowicie odmieniona zielonogórska ekipa. Od początku byli bardziej skoncentrowani, zdeterminowani i szybko nadrobili cztery punkty straty. Później obydwa zespoły walczyły punkt za punkt. Zarówno Stelmet jak i Cajasol nie ustrzegli się niepotrzebnych strat, ale mieliśmy okazję oglądać zdecydowanie więcej zaciętej gry. Stelmet kilkakrotnie wyrównywał wynik, ale ani razu nie wyszedł na prowadzenie. Na 10 minut przed końcem meczu gospodarze prowadzili 61:58. Wszystko było już jasne, że o rezultacie spotkania zadecyduje ostatnia kwarta.
Stelmet ponownie pokonał Cajasol a Walter Hodge był znów nie do zatrzymania (fot. Aleksandra Krystians)
Tę część meczu gospodarze rozpoczęli od dwóch celnych rzutów z dystansu i szybko uzyskali dziewięciopunktową przewagę. Stelmet nie zamierzał się poddawać i cały czas dawał z siebie wszystko, aby odwrócić wynik na swoją korzyść. W końcu, w 35. minucie wyszedł na minimalne prowadzenie i wtedy emocje sięgnęły zenitu. Na szczęście, w najważniejszych momentach nasza drużyna zachowywała zimną krew i wykorzystywała najmniejsze błędy Cajasolu. Dzięki temu Stelmet powróci z Hiszpanii z drugim zwycięstwem nad ekipą z Sewilli.
Chociaż tak naprawdę dzisiejsze spotkanie, było meczem o pietruszkę, to nikt nie miał zamiaru się poddawać. Gospodarze liczyli na pierwsze zwycięstwo w TOP 16, a Stelmet poleciał do Hiszpanii, aby pokazać, że awans do drugiej rundy Eurocup nie był przypadkiem.
Jeżeli chodzi o zielonogórskich koszykarzy, to na pochwałę z pewnością zasługuje Walter Hodge, który po słabszej pierwszej kwarcie, stał się niezastąpionym liderem, który potrafił zdobyć punkty i rozegrać dobrze piłkę w najtrudniejszych momentach. Nie można także pominąć Olivera Stevicia, który był bardzo waleczny pod tablicami. Jeśli jednak mówimy o tym zwycięstwie, to jest to zasługa nie tyle pojedynczych graczy, jak całej ekipy. Stelmet zagrał dzisiaj zespołowo i pokazał, że każdy zawodnik jest potrzebny na boisku, a także pokazał, że nawet bez jednego z liderów jest w stanie wygrać z wymagającym rywalem. No właśnie, na parkiecie ponownie zabrakło Quintona Hosley’a. Mimo, że Amerykanin rozgrzewał się z zespołem, to ani na moment nie wyszedł na parkiet. Trudno powiedzieć, czy trener nie chciał narażać zawodnika po ostatniej kontuzji, czy może sam Hosley nie czuł się jeszcze na siłach aby zagrać na swoim poziomie.
Mecz w Sewilli to przedostatnie spotkanie Stelmetu w rozgrywkach Eurocup. Na koniec do Zielonej Góry przyjedzie Lokomotiv Kubań Krasnodar, ale jeszcze wcześniej, zielonogórscy zawodnicy wybiorą się do Starogardu Gdańskiego, aby rozegrać spotkanie ligowe z Polpharmą. Z pewnością nie będzie to łatwy okres dla Stelmetu, ale jak to się mówi, co nas nie zabije, to nas wzmocni i miejmy nadzieję, że tak też będzie w przypadku naszej drużyny.
Agata Zwolak