Dłoń zdrowego człowieka ma standardowo pięć palców. Nie dzieje się dobrze, gdy brakuje chociaż jednego – komentuje dla nas Paweł Mytlewski z Radia ESKA Zielona Góra.
Każdy z nas miał przynajmniej raz w życiu złamany, wybity lub poparzony palec. Niby jedna z najmniejszych części naszego ciała, ale „wyeliminowanie” jej z życia to więcej niż mały problem. Wystarczy przypomnieć sobie chwytanie szklanki, wiązanie buta, czy liczenie banknotów, gdy na serdecznym, wskazującym albo środkowym mieliśmy biały opatrunek.
To teraz rzecz drastyczna – amputowany kciuk. Fakt, da się bez niego wykonywać większość codziennych czynności. Ale o komforcie pracy możemy zapomnieć.
Podobnie było w Stelmecie. Choć tutaj nikt nie amputował palca numer pięć. Nasza „piątka” była po prostu za słaba do poprawnego funkcjonowania. W teorii radziła sobie z chwytaniem szklanki czy wiązaniem buta, ale robiła to bardzo nieporęcznie. A na wymagające ruchy często nie starczyło jej siły. Trener Mihajlo Uvalin pokazał wtedy kciuk. Niestety – w dół.
I stała się rewolucja. Do Zielonej Góry przybył bałkański dominator. Mówił o sobie „szybka piątka”. I jak widać na parkiecie – ten opis pasuje do niego jak ulał.
Teraz mamy pod koszem gościa z ciałem i z głową. Walczaka, który potrafi grać pick’n’roll-e i z zimną krwią egzekwować kolejne rzuty w polu pomalowanym.
Różnica w grze jest widoczna gołym okiem. Obecność dobrze skoordynowanego zawodnika w strefie podkoszowej daje nam duży komfort. Gracze obwodowi nareszcie mogą się skupić na swoich typowych zadaniach. A przyjście Borovnjaka do naszego zespołu spowodowało powolne zastyganie świeżego monolitu pod nazwą Stelmet.
Nasza dłoń jest już sprawna. Jestem pewien, że zaciśnięta w pięść wymierzy cios wszystkim pretendentom do tytułu. A rozłożona – sięgnie po puchar dla najlepszej ekipy Tauron Basket Ligi 2012/2013.
Oby tylko ominęła nas kolejna transferowa wichura…
Paweł Mytlewski