Niezwykle ciekawe i emocjonujące spotkanie zapewnili nam zielonogórscy koszykarze. Po nie najlepszym początku i świetnej grze – zwłaszcza w drugiej połowie – pokonali Anwil Włocławek 90:84.
Już przy prezentacji, zielonogórscy kibice zebrani na hali jasno pokazali ekipie Stelmetu na jaki prezent liczą przed świętami. Po raz pierwszy w tym sezonie zobaczyliśmy oprawę, która przedstawiała Kamila Chanasa w stroju Mikołaja z rottweilerem jako reniferem w uprzęży sań. Chyba jasne było, że nic innego jak zwycięstwo nie usatysfakcjonuje fanów.
Początek jednak wszystkich zmartwił. Na parkiecie walczyły dwie zdecydowanie różniące się drużyny. Tą, która grała mądrą koszykówkę i nie miała najmniejszych problemów z atakiem był Anwil. Stelmet natomiast pokazywał swoją niemoc w ofensywie i luki w defensywie. Przez to w pewnym momencie na tablicy widniał wynik 9:22. Wielu pisało już czarny scenariusz, ale nasi zawodnicy doskonale zdawali sobie sprawę, że to dopiero początek spotkania i nie ma się co poddawać. Zabrali się za odrabianie strat i na koniec pierwszej kwarty było już tylko 22:28.
W drugiej części meczu od początku Stelmet lepiej radził sobie w ataku. Oddawał mniej nieprzemyślanych rzutów, a także radził sobie z obroną przeciwnika. Głównie dzięki dobrej grze ofensywnej duetu Ho-Ho udało się zdobyć wiele cennych punktów. Odrabianie strat było cały czas bardzo trudne, z uwagi na dobrą passę w grze Anwilu. Szczególnie wyróżniali się Marcus Ginyard i Tony Weeden, którzy potrafili trafić w każdym momencie, nie dając szans Stelmetowi na większe przejęcie prowadzenia. Pierwsza połowa zakończyła się remisem 50:50.
Nikt nie wątpił w to, że kolejne kwarty dostarczą nam równie wielu emocji. Po przerwie gra wyglądała bardzo podobnie jak wcześniej. Obrona obu ekip spisywała się, z drobnymi wyjątkami, nieźle, ale o wszystkim decydował atak. W Stelmecie ważnym elementem okazał się Rob Jones, który nie tylko potrafił wzbudzić zachwyt efektownym wsadem, ale także walecznie zagrać pod tablicami obu zespołów. U gości bardzo dobrze radził sobie Serb Hajrić, a pod koniec kwarty obudził się także Krzysztof Szubarga, który do tego czasu nie pokazywał pełni swoich umiejętności. Na koniec trzeciej kwarty Anwil minimalnie prowadził 71:69 i decydująca okazała się ostatnia odsłona meczu.
Jak to zazwyczaj bywa, przy dwóch silnych zespołach i wyrównanej grze, zadecydować miało opanowanie i spokój zawodników. Wydawało się, że Anwil nie radzi sobie ze stresem i nie może skleić skutecznej akcji. Wykorzystali to zielonogórscy gracze, którzy rzucili pierwsze osiem punktów w tej kwarcie. Na odpowiedź nie trzeba było jednak długo czekać. Szubarga dwukrotnie trafił za trzy punkty i ponownie był remis. Na szczęście nasi zawodnicy nie stracili do końca koncentracji i nie pozwolili przejąć gościom prowadzenia. Wygrali 90:84 i sprawili, zarówno sobie jak i fanom, ogromny prezent.
Dzisiaj kolejne świetne spotkanie zaliczył Rob Jones. Amerykanin, który jest rezerwowym okazał się jednym z liderów. Zdobył 18 punktów, a do tego dołożył dziewięć zbiórek. Statystyki nie oddają jednak tego, jak dzielnie walczył pod tablicami z większymi od siebie rywalami. Bardzo dobrze zaprezentowali się także Walter Hodge i Quinton Hosley. Co prawda 18 punktów Portorykańczyka raczej na nie dziwią, ale z pewnością zasługują na pochwałę. Hodge nie miał dzisiaj większych problemów i jak to zwykle bywa stał się jednym z liderów w Stelmecie. Natomiast Hosley, po słabym meczu w Słupsku, dzisiaj w pełni się zrehabilitował. Pomijając próby rzutów z dystansu, nie można nic zarzucić Amerykaninowi. Nie tylko walczył o piłkę i zdobywał wiele punktów, ale także pokazał, że bardzo grać zespołowo. Nie zapominajmy jednak o Mantasie Cesnauskisie i Marcinie Sroce. Gdy wchodzili dzisiaj na boisko wnosili wiele do gry Stelmetu i byli pewnymi punktaami, na które nie bał się stawiać Mihailo Uvalin.
Jako, że zbliżają się święta, nie będę dzisiaj nikogo krytykować. W tym momencie najbardziej liczy się zwycięstwo, które na chwilę obecną dało Stelmetowi awans na drugie miejsce w tabeli TBL.
Punkty dla Stelmetu zdobyli: Rob Jones, Quinton Hosley i Walter Hodge po 18, Mantas Cesnauskis i Marcin Sroka po 11, Oliver Stević 6, Adam Łapeta i Kamil Chanas po 4.
Punkty dla Anwilu zdobyli: Seid Hajrić 18, Marcus Ginyard 17, Krzysztof Szubarga 16, Ruben Boykin 12, Tony Weeden 11, Arvydas Eitutvicius 5, Mateusz Bartosz 3, Nikola Jovanović 2.
Agata Zwolak