Niestety, nie udało się dzisiaj pokonać na własnym parkiecie Panioniosu Ateny. Stelmet zgotował nam horror w ostatnich minutach, ale nie zakończył się on upragnionym zwycięstwem, a jednopunktową porażką 84:85.
Gracze Stelmetu zapowiadali, że podejdą do tego spotkania maksymalnie skoncentrowani i dadzą z siebie wszystko na parkiecie. Oglądając dzisiejszy mecz od początku próbowałam znaleźć w zielonogórskim zespole tą energię i zaangażowanie, jednak mimo szczerych chęci, doszukałam się tego zaledwie w ostatnich minutach.
Zacznijmy jednak od początku. Już od pierwszego gwizdka w meczu widać było, że Panionios zamierza walczyć zaciekle o zwycięstwo. Zielonogórska ekipa od pierwszych minut nie mogła złapać optymalnej formy i wyglądała, jakby ta gra sprawiała im wiele trudności. Na szczęście radziła sobie na tyle dobrze, żeby nie pozwolić Panioniosowi na objęcie wysokiego prowadzenia, a jedynie kilkupunktowej przewagi. Po pierwszej kwarcie, Stelmet przegrywał 24:26 i czekaliśmy na kolejne wyrównane kwarty. W drugiej odsłonie, nie za wiele zmieniło się w grze obu ekip. Zespół z Aten na zmianę, raz powiększał swoje prowadzenie, a chwilę później tracił punkty. Z tego powodu zielonogórscy koszykarze mieli cały czas do odrobienia zaledwie niewielką stratę i do szatni schodzili przegrywając dwoma punktami 44:46.
Po przerwie wcale nie było lepiej, a wręcz jeszcze słabiej prezentował się Stelmet. Bardzo ważna okazała się koncentracja naszego zespołu, bo jak się okazało, rywal czekał na każde potknięcie zielonogórzan i skrzętnie je wykorzystywał. Kluczowa okazała się także obrona, a raczej jej brak. Stelmet miał dzisiaj ogromny problem z postawieniem defensywy, która utrudni grę i przysporzy problemów Grekom. Goście musieli bardzo się męczyć, aby szybko ominąć naszych koszykarzy i zdobyć łatwe punkty. Celne rzuty nie wystarczyły do przejęcia prowadzenia, ponieważ atak Panioniosu był bardzo dobrze zaplanowany. Trzecia kwarta okazała się kluczowa i zielonogórska drużyna przegrywała po niej 66:77.
Nikt nie spodziewał się, że Stelmet będzie miał takie problemy z tym przeciwnikiem i każdy czekał na drastyczny zwrot wydarzeń w ostatnich 10 minutach. Co prawda na trzy minuty przed syreną końcową atmosfera w hali CRS-u podgrzała się, kiedy ulubieńcom zielonogórskiej publiczności zostały zaledwie trzy punkty straty. Mimo, że Panionios ponownie powiększył przewagę, to akcje Mantasa Cesnauskisa i Kamila Chanasa pozwoliły znów zbliżyć się do rywala, aż w końcu Walter Hodge zniwelował ją do zaledwie jednego oczka.
Niestety zabrakło czasu i szczęścia. W ostatniej akcji było kilka szans na wyrwanie zwycięstwa Grekom, jednak żadna nie zakończyła się celnym rzutem. Dla wielu bardzo kontrowersyjna była decyzja sędziów, o nie przyznaniu dwóch rzutów osobistych Stelmetowi. Czy był faul w ostatniej sekundzie czy nie, to nie ma już znaczenia. Ostatecznie gospodarze przegrali 84:85, a Panionios odniósł drugie zwycięstwo w zielonogórskiej hali.
W greckiej ekipie liderami byli Nikos Pappas i Chris Booker. To oni poprowadzili swój zespół do zwycięstwa i pomagali kolegom w trudnych momentach gry. Nie dość, że zdobyli prawie połowę punktów całej drużyny, to jeszcze byli dobrymi obrońcami i często powstrzymywali naszych koszykarzy. Jeśli miałabym szukać liderów w Stelmecie to wskazałabym przede wszystkim Waltera Hodge’a i Olivera Stevicia. Portorykańczyk wziął na swoje barki zdobywanie punktów i to szło mu dzisiaj bardzo dobrze. Wiadomo, że nie był bezbłędny, ale warto podkreślić, że był jedynym zielonogórskim graczem, który trafiał za trzy punkty. Jeżeli chodzi o Serba, to był jednym z niewielu zawodników, u którego widziałam pełne zaangażowanie i walkę pod koszem zarówno własnym jak i rywala.
Mimo tej porażki, która zasmuciła zarówno kibiców jak i samych zawodników, nie zapominajmy, że Stelmet awansował do drugiej rundy i dalej będziemy mieli okazję oglądać ich w europejskich rozgrywkach. Oczywiście będą to bardzo trudne pojedynki, ale jak mogłoby być inaczej w czołowej szesnastce Eurocup?
fot.Aleksandra Krystians
Agata Zwolak