Prima Aprilis? Nic podobnego! Zastalowcy pokazali różnicę między górą a dołem tabeli PLK i bez zająknięcia pokonali TBV Start Lublin. Zwycięstwo zwieńcza piękne, sobotnie popołudnie.
W słoneczne, sobotnie popołudnie Hala CRS nie zaszczyciła zbyt wielu kibiców. Przy przetrzebionych trybunach Zastalowcy na początku spotkania nie grali zbyt imponująco – rozluźniona obrona i przeciętna skuteczność dały szansę lublinianom na prowadzenie 16:10. Przewinienia zawodników Startu pozwoliły jednak odrobić straty. Doszły do tego widowiskowe zagrania zespołu i wzorowa wymiana podań. Dzięki temu po 10 minutach było 18:18.
Druga kwarta to wciąż gra daleka od ideału. Jednakże przejęcie inicjatywy przez Zastal było nieuniknione – Start był słabszy fizycznie i zwyczajnie mniej skuteczny. Prawie 60% skuteczności z gry robiło swoje – Zastalowcy prowadzili do przerwy 43:35 i spokojnie powiększali przewagę. Na wyróżnienie zasługiwali przede wszystkim Łukasz Koszarek i Thomas Kelati. Kilka razy zabłysnął też Karol Gruszecki.
Od 25 minuty meczu mogliśmy mówić o jednostronnym widowisku. Trener Dedek nie denerwował się już z braku obrony swoich podopiecznych – nie ma co się dziwić, przez 3/4 kwarty lublinianie mieli problem ze zdobyciem więcej niż czterech punktów… Zastalowcy rzucali na 68-procentowej skuteczności, lecz przegrywali zbiórkę. Co ciekawe, TBV miało więcej ofensywnych piłek (!) niż defensywnych. Na nic się to jednak zdało – Zastal kontrolował każdy aspekt gry.
Rozluźnienie (naturalne przy tak dużej dominacji) szybko odbiło się na wyniku. Z prawie 30-punktowej przewagi zrobiło się jedynie 14 (79:65). Wszystko było jednak kontrolowane i wynik końcowy (86:75) może nie odzwierciedla tak bardzo tego, co było faktycznie na boisku. A było to jednostronne granie…
Stelmet BC Zielona Góra – TBV Start Lublin 86:75 (18:18, 25:17, 28:12, 15:28)