Poniedziałkowy mecz, jak wszystkie pojedynki z Turowem, należał do bardzo emocjonujących. Do ostatnich sekund Zastalowcy musieli bić się o zwycięstwo, choć momentami prowadzili aż 13-stoma punktami. Na szczęście mocniejsze nerwy mieli zielonogórzanie i wygrali 85:83.
Oba zespoły podeszły do meczu ze znaczącymi osłabieniami – po stronie Turowa zabrakło Denisa Ikovleva, a Zastal cierpiał z powodu nieobecności Nemanji Djurisicia. Absencja dynamicznego Ukraińca w drużynie ze Zgorzelca uwidoczniła się od pierwszych minut – gospodarzom brakowało siły na zbiórce i dobrego krycia rzucających Zastalu. Dzięki temu w niecałe trzy minuty goście prowadzili 9:0. Turów zebrał się dopiero w połowie kwarty, lecz wciąż nie była to imponująca gra. Świetnie wykorzystywany był Adam Hrycaniuk, a dobrze bronił Vlado Dragicević i Thomas Kelati. Po drugiej stronie parkietu wynik trzymał Mateusz Kostrzewski. Sztab Stelmetu miał komfortową sytuację, ponieważ w każdej konfiguracji ze zmiennikami obraz gry był bardzo dobry (21:12). Niestety, odpuszczenie obrony w ostatnie dwie minuty kwarty pozwoliły Turowowi na odrobienie części strat (21:16), lecz mimo to pierwszą kwartę można było oceniać bardzo dobrze.
Kolejna część spotkania to falowy styl gry obu drużyn. Różnica wahała się między ośmioma i pięcioma punktami (26:20). Przełamanie nastąpiło po trzech trójkach (!) Davida Jacksona – zgorzelczanie objęli pierwsze w meczu prowadzenie 29:28 i to trener Artur Gronek miał nad czym myśleć. Zdekoncentrowanie zapanowało w obronie Zastalu – błędy popełniali Kelati i Gruszecki, po których gospodarze meczu mogli łatwo punktować. Doskonale odczytywał wszystko Kostrzewski, autor dziewięciu punktów 10 minut. Na szczęście Turów nie uciekł zielonogórzanom, jednak to przygraniczni zawodnicy przejęli inicjatywę. Swoje błędy naprawiał Kelati rzutami z dystansu. Dwie trójki rzucającego na 40:35 i późniejsza kontynuacja serii – która doszła do stanu 12:0 – znów zapewniła Stelmetowi przewagę. Udało się ją utrzymać do końca pierwszej połowy (47:39).
Zastalowcy wyszli jeszcze bardziej zmotywowani w drugą połowę. Punkty Dragicevicia i Hrycaniuka zwiększyły dystans między zespołami do 11 „oczek” (53:42). Zażegnano chaotyczne rozegranie i luki w defensywie. Nie bez znaczenia była obsługa swoich kolegów przez Łukasza Koszarka, który miał już pięć asyst. Dobra passa trwała w najlepsze, dochodząc w pewnym momencie aż do 13 punktów (60:47). Niestety, nerwowa atmosfera pojawiła się po trójce Michała Gospodarka (55:60) – zielonogórzanie dali rzucić sobie sześć punktów z rzędu, roztrwaniając część swojej sporej przewagi. Na szczęście był to chwilowy zryw Turowa, bowiem do końca kwarty Stelmet prowadził ośmioma punktami (65:57).
Czwarta kwarta należała początkowo do gości. W pewnym momencie przewaga znów przekroczyła 10 punktów (75:64), jednak zgorzelczanie nie zamierzali się poddawać i wciąż walczyli z mistrzami Polski. Po celnym rzucie Tweety Cartera na 70:75 coach Gronek wziął przerwę.
Od tego momentu niewiele się zmieniło. Choć różnica nie była imponująca jak w poprzednich fragmentach spotkania, Stelmet wciąż dominował i kontrolował sytuację (79:73). Tylko katastrofa mogła odebrać zwycięstwo Zastalowi. Jednakże nerwów nie brakowało – celne rzuty wolne Michalaka na 78:81 i 22 sekundy do końca budziły wątpliwości. Końcówka, przerywana rzutami wolnymi i zmianami, emocjonowała obie strony. Sędziowie niejednokrotnie korzystali z powtórek, a Turów miał szansę na zwycięstwo, gdy na trzy sekundy do końca Carter trafił za trzy (83:84).
Zastal wygrał 85:83, przede wszystkim dzięki Koszarkowi i jego stalowym nerwom na linii rzutów wolnych. Takie mecze chcemy oglądać!!!!
PGE Turów Zgorzelec – Stelmet BC Zielona Góra 85:83(16:21,23:26, 18:18, 26:20)1
Turów: Michalak 22, Carter 16, Kostrzewski 16, Jackson 15, Archibeque 6, Bochno 5, Gospodarek 3, Nikolić 0, Borowski 0
Stelmet: Koszarek 17, Zamojski 13, Dragicević 13, Vaughn 10, Hrycaniuk 10, Kelati 10, Moore 8, Florence 3, Gruszecki 1